tablica informacyjna

- Zapraszamy do zapisów! -
- Szablon zawdzięczamy cudownej Emergency z PG! Bardzo dziękujemy!-


niedziela, 21 lutego 2016

Even if I’m alone

Park Jimin 
01.04.1994 ○ w Seulu od prawie dwóch lat ○ młodszy, starszy brat ○ wydziedziczony ○ własne, skromne mieszkanie ○ mały króliczek - Miso
Jimin urodził w Busan, jako drugie dziecko w rodzinie Park. Od zawsze cechowała go duża otwartość i optymizm. Nie lubił bawić się sam, potrzebował dużej uwagi ze strony starszej siostry, rodziców, rodziny czy po prostu otoczenia. Uczynność, wesołe usposobienie dały mu dużą sympatię od innych. Miał dużo przyjaciół, w szkole nauczycielki go lubiły i zawsze chwaliły jego pracowitość, uprzejmość i dobre wychowanie. Nie stwarzał kłopotów, pomagał w domu i zajmował się młodszym bratem kiedy była taka potrzeba. Więc co się stało, że rodzina kompletnie go odrzuciła? Wydziedziczyła, przez co musiał przerwać studia i wyjechać do innego miasta? Odpowiedź jest dosyć prosta. W wieku siedemnastu lat ten uroczy i wesoły chłopak zauważył pewną dla niego niepokojącą rzecz. Zamiast rozmyślać o pięknych dziewczynach, zamiast umawiać się z nimi na randki, spotkania, komentować ich wygląd wraz z przyjaciółmi, jego bardziej interesowali... no właśnie, koledzy. Bał się przed sobą przyznać, że mógłby być innej orientacji i długo to przed sobą ukrywał, nawet zmusił się do związku z koleżanką z zajęć tanecznych. Od zawsze ją lubił, ale nigdy nie pokochał w ten sposób, bo zwyczajnie nie mógł. Jakiś czas później zaczął umawiać się ze starszym znajomym i po dłuższym czasie, niestety, ale zostali nakryci. Państwo Park nie było zadowolone, że ich syn jest gejem, a jako szanowna rodzina, ceniąca opinię i szacunek innych ponad wszystko inne zdecydowali się na dosyć brutalny krok, a mianowicie - wyrzucili syna z domu. Pozwolono mu się spakować, zabrać najpotrzebniejsze rzeczy i nigdy więcej nie zobaczył nikogo ze swojej rodziny, a do domu nie miał prawa wstępu. Przez kilka dni pałętał się po mieście, aż w końcu spotkał się ze starszą siostrą, która poleciła mu wyjazd i otrzymał od niej trochę pieniędzy na nowy start. Posłuchał, bo wiedział, że ta okazja się nie powtórzy. W taki sposób trafił do stolicy. Dobrze wiedział, że jego marzenia o studiach czy karierze zniknęły. Nie miał nic, nie miał nikogo i musiał sobie z tym radzić. Zaczął szukać pracy, co oczywiście okazało się okropnie trudne, bo ledwo co skończył szkołę, ale w końcu miła, starsza pani zatrudniła go do opieki nad swoim małą wnuczką, - Soohae - którą sama wychowuje. Początki były ciężkie, ale szybko polubił i kobietę, i swoją małą podopieczną. Niestety, wynajem nawet najmniejszego mieszkanka sporo kosztuje, więc musiał poszukać czegoś innego. Znalazł drugą, dorywczą, bardzo dobrze płatną pracę, ale za to nieciekawą. W każdą weekendową noc występuje jako taneczna atrakcja dla znudzonego, seulskiego społeczeństwa. Bycie striptizerem nie jest czymś, czym chciałby się chwalić, więc ukrywa to jak może by nikt się o tym nie dowiedział. Wstydzi się tego jak nisko upadł, ale wie, że ze swoim wykształceniem, nie znajdzie nic równie dobrze płatnego. Dosyć szybko stał się lubianą i rozchwytywaną atrakcją, dzięki jego dobrze zbudowanemu ciało, zawdzięczającego latom treningów na sali tanecznej, i zdolnością tanecznym. Dzięki zarobionej sumie mógł przeprowadzić się z mieszkanka, którego raczej można było nazwać ruderą, do niezbyt dużego, dwupokojowego mieszkania w małym bloku w dosyć przyjemnej i kolorowej dzielnicy, gdzie wielu tak jak on stara się jakoś łączyć koniec z końcem.
Mimo tego wszystkiego Jimin niewiele się zmienił. Dalej stara się być człowiekiem patrzącym optymistycznie na świat. Dużo się uśmiecha, pomimo przeciwności w życiu i stara się być by poprawić swoim, niewielu zresztą, znajomym nastrój. Jest dosyć skryty, nie lubi mówić o swojej przeszłości. Uroczy dzieciak w ciele dorosłego, który uwielbia się przytulać, ale tylko do osób, którym naprawdę ufa i przy których czuje się dobrze, więc okazji do tego ma naprawdę mało. Jimin uwielbia urocze rzeczy, słodkie zwierzątka, ciepłe sweterki, za duże ubrania, pluszaki i wszystko co wiśniowe. Na co dzień jest uważany za miłego, niezwykle słodkiego, młodego mężczyznę, który muchy by nie skrzywdził, ale kiedy tylko musi iść do swojej pracy zmienia się diametralnie, bo wie, że tam liczy się pewność siebie i seksowny wygląd.

d o d a t k o w e


__________________________
tytuł - Rihanna; sex with me
witam się cieplutko ~
bawmy się :D
Długość wątków do ustalenia ~

80 komentarzy :

  1. [ Wahahahaha! Mój Jiminek <3 Yeyyyy jak się cieszę że to już ten czas! No Smoczku będzie SZTOS i tyle w temacie xD Już uwielbiam twoją postać i nie mogę doczekać się wątków <3 <3 ]

    Sugusiek <3

    OdpowiedzUsuń
  2. [No tobie się zdecydowanie należy mój pierwszy ever komentarz na tym blogu xd
    A więc tak... Pokój w akademiku sobie sama przydzielisz. XD omo płaczę ;; xD
    A tak na poważnie, to na razie jestem za bardzo zmęczona na cokolwiek, ale chcę wontaszek, przecież tyle czekałam~ :) ]

    Rice Cake Eater

    OdpowiedzUsuń
  3. [♥
    Przyzwyczajenie się będzie trudne, ale jakoś trzeba~ Dużo, dużo wątków z Chimem hehe :33]

    nowy Tae~

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzisiaj kompletnie nie chciało mi się wychodzić z domu, wyłączyłem nawet telefon bi Tetsu nie mógł do mnie wydzwaniać co minutę. Myślałem że już mam spokój kiedy nagle ktoś zadzwonił do drzwi, odruchowo myślałem że to mój brat Changho więc od razu poszedłem otworzyć. No i na chatę wparowała mi cała zgraja już lekko podpita wyciągając mnie z domu. Przecież młody ma klucz.. ehh znowu gafe strzeliłem. Naprawdę nie miałem na to siły ani ochoty, ale w końcu udało im się mnie namówić. Poszedłem się umyć po czym się ubrałem, wziąłem portfel, telefon, klucze i wyszedłem z tymi debilami od razu zamykając drzwi, jeszcze bym zapomniał i by mnie okradli. Mimo wszystko to od razu jak z nimi wyszedłem poprawił mi się humor i poszedłem się napić w ich towarzystwie. Tetsu jak zwykle nawijał o tym że znalazł dziewczynę idealną dla niego i że to ta jedyna. Od razu wybuchłem śmiechem, słyszymy to już chyba setny raz.
    -O Tetsu znalazłeś w końcu wybrankę swojego życia?- Usłyszałem za plecami, dobrze wiedziałem czyi to głos a mianowicie mojego chłopaka Ryujiego. Tak ogólnie to większość moich znajomych to japończycy, prawie wszyscy! No może poza Ryu (Ryuji) On ma imię i nazwisko japońskie ale jest z korei nieźle co nie ? Przywitałem się z nim, po czym ruszyliśmy znowu na miasto. Mówili że chcą do jakiegoś baru, a zaciągnęli mnie do klubu ze striptizem. No przecież ja ich pozabijam! Zaciągnęli mnie siłą do środka i zaprowadzili do jakiegoś ciemnego pokoju sadzając mnie na środku. Chwilę potem zaczęła grać muzyka a chłopacy od razu się bardziej energiczni zrobili. Ku mojemu zaskoczeniu na scenę nie weszła dziewczyna tylko młody chłopak. Od razu wszyscy zareagowaliśmy tak jakbyśmy zapasy oglądali albo mecz. Uśmiechnąłem się lekko w ich stronę, oni są kurwa nie możliwi.
    Oparłem się o siedzenie po czym wysunąłem nogi do przodu i siadając bardziej okrakiem. Nim się zorientowałem chłopak o pomarańczowych włosach siedział mi już na kolanach. No nie powiem wychodziło mu to zajebiście, ale widać było że coś jest nie tak. Wtedy też usłyszałem jak najgłośniej się wydzierają właśnie nie kto inny jak mój najlepszy przyjaciel i chłopak, beke mieli w pizdu dużą.
    Gdy chłopak się odsunął, uśmiechnąłem się lekko po czym również wybuchłem śmiechem, może nie tak silnym i głośnym jak reszta, ale zawsze.
    -Dojebało was totalnie, więcej z wami pojeby nigdzie nie wychodzę.- Powiedziałem z uśmiechem, po czym ci już totalnie zalani po następnych drinkach zaczęli się drzeć śpiewać i próbować naśladować chłopaka przed nami. To jego praca i zostało mu za to zapłacone, więc chociaż ja chciałem pokazać że nie robi tego na marne i uważnie się mu przyglądałem, był naprawdę pociągający. Przygryzłem lekko wargę gdy tak wywijał, ale w tym samym momencie Ryu zmusił mnie do pocałunku. Nic dla mnie on nie znaczył, był mi nie potrzebny i kompletnie nie miałem na niego ochoty. Cała banda jak zwykle zaczęła robić te swoje chórki czy jak to tam nazwać można. Po chwili Ryu się odsunął.
    -Kocham cię..- Szepnął mi do ucha, a ja jedynie uśmiechnąłem się lekko w jego stronę po czym znów przeniosłem wzrok na striptizera, chyba był lekko zdezorientowany albo coś w tym stylu bo jego ruchy zaczęły być troszkę mniej pewne. Chciałem coś powiedzieć ale było tak głośno że pewnie i tak by mnie nie usłyszał, lecz mimo tego i tak zwróciłem się do niego.
    -Spokojnie, nie przejmuj się.- Powiedziałem do niego normalnym tonem, mógł to usłyszeć, ale wtedy musiał by mieć dobry słuch a skoro tu pracuje to na pewno ma.

    Suga xD

    OdpowiedzUsuń
  5. Miałem akurat dzień wolny: dostawałem je zazwyczaj przed jakąś większą sesją, podobno żeby mieć okazję się dobrze wyspać, zadbać o siebie i tego ważnego dnia być ładny i pełny energii, ale to tylko to, co było mi wmawiane na początku, a prawda sporo się od tego różniła. Tygodnie przed tym jednym dniem byłem zmuszony jeszcze bardziej uściślić swoją dietę oraz regularnie ćwiczyć, aby pokazać się w swojej jak najlepszej formie i nie zawieść ani mojego menedżera, ani fotografa. Na początku było mi trudno się przyzwyczaić do takiego rytmu życia, bo poprzednio napychałem się przecież słodyczami i nawet tak bardzo nie tyłem, ale w końcu taka była moja praca i musiałem się dostosować. Raczej na to nie narzekałem, wszelkie niewygody po jakimś czasie przestały być dla mnie odczuwalne i byłem wdzięczny za to, że jeszcze w tym siedziałem i byłem w stanie zarobić o wiele więcej, niż było mi niezbędne do życia. Wydawało mi się to nierealne zważając na to, że byłem po prostu dzieciakiem zebranym z ulicy do studia fotograficznego, dosłownie. Miałem więc zamiar ciężko pracować dzień i noc, bo gdybym zaczął sprawiać problemy z pewnością prędko znaleźliby sobie kogoś, kim mnie zastąpić.
    Nie przepadałem za tłocznymi siłowniami głównie dlatego, że nie chciałem musieć kontaktować się z tamtejszymi ludźmi, bezsensownie rozmawiać z nimi o niczym, a ćwiczenia wskazane dla mnie nie należały do jakichś szczególnie ciężkich, więc gdy miałem taką okazję wybierałem jogging w jakimś parku, na świeżym powietrzu. Powoli zaczynało robić się ciemno, gdy wybrałem się tam tego dnia, ubrany w ciepłą bluzę ze względu na nienajlepszą pogodę i z kapturem na głowie, jak już się przyzwyczaiłem robić. Często się zdarzało, że publicznie wolałem ukrywać swoją twarz na różne sposoby, bo nie chciałem w jakikolwiek sposób zwracać nią na siebie uwagę, a bynajmniej nie tylko nią, no i poza moją pracą nie lubiłem, jak nieznajomi ludzie się we mnie wgapiali. Minusy przystojnej twarzyczki. Zazwyczaj to działało i mój zdecydowany, z przyzwyczajenia dość szybki krok może nawet odstraszał co niektórych, sprawiając że schodzili mi na bok.
    Miałem zamiar spędzić w parku na ćwiczeniach przynajmniej dwie godziny, jednak coś w międzyczasie zaczęło się psuć. Może to dlatego, że moje myśli co parę minut odbiegały do niezbyt przyjemnych spraw, mimo wszystkich moich starań co do tego, aby skupić się tylko i wyłącznie na wysiłku fizycznym. Czułem jednak na sobie pewną presję. Pozowanie samo w sobie nie stanowiło już dla mnie problemu, jak wtedy, gdy byłem jeszcze niepewny swoich możliwości oraz wyglądu; teraz te wątpliwości co do mojej atrakcyjności zniknęły i ustąpiły miejsce czemuś zdecydowanie gorszemu. Czułem jak ta obawa wierciła mi dziurę w brzuchu, sprawiała że odpływałem zarówno myślami, jak i wzrokiem gdzieś daleko, zwiększając rosnący we mnie niepokój. Ja... Cały czas myślałem o tym, co mogło stać się po sesji. Często po tych ważniejszych ktoś z pracujących ze mną mężczyzn mnie do siebie brał i twierdził, że pozostanie z nim na dłużej było częścią mojej pracy, a mi nie pozostawało nic innego, tylko być potulny i posłuszny, spełniać ich wszelakie zachcianki, podobać im się. I kryć swoje obrzydzenie.
    Powoli dusząc się pod ciężarem takich myśli, zacząłem ćwiczyć intensywniej myśląc, że może to pomogłoby mi się ich pozbyć, jednak szybko się zmęczyłem. Zdecydowanie szybciej niż zazwyczaj. Czułem się słaby, trochę śpiący, bolała mnie głowa, mój żołądek wołał o jedzenie mimo tego, że wyczerpałem już swój limit kalorii i absolutnie nie mogłem sobie pozwolić na więcej - szczególnie dlatego, że nawet nie poćwiczyłem tyle, ile powinienem. Z poczuciem winy, opuściłem park i zacząłem iść jedną z ciasnych uliczek w stronę swojego mieszkania, chociaż całe moje zdecydowanie i nieugięta postawa nagle zniknęły. Nie czułem się najlepiej, ale sam nie wiedziałem co z tym zrobić, a może nawet nie chciałem cokolwiek z tym zrobić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W pewnym momencie poczułem mocny ucisk w brzuchu, który sprawił że gwałtownie się zatrzymałem patrząc pusto przed siebie. Przez kolejny niezapowiedziany przypływ bólu w tym samym miejscu serce zaczęło mi szybciej bić, a przed oczami zaczęło robić mi się ciemno; odruchowo moja lewa dłoń pobiegła w bok, gdzie znalazła ścianę jakiegoś budynku i się o nią oparła, podczas gdy ta prawa przykryła oczy, jakby miało to coś zmienić. Nie kontrolując nawet tego, zacząłem głęboko i szybko oddychać, wręcz dyszeć, a podczas gdy w panice mój mózg nie miał pojęcia co zrobić, moje ciało osunęło się po ścianie i usiadło pod nią, czując jak wszystko dookoła wirowało mimo tego, że tego nie widziałem; oczy otworzyły się szeroko mrugając szybko w desperacji, chcąc bezsilnie przepędzić mroczki.

      Tae

      Usuń
  6. Wyszedłem na dwór i oparłem się o ścianę plecami, wdychając chłodne powietrze. Znowu coraz ciężej mi się oddychało w zamkniętych przestrzeniach. Powinienem niedługo pójść do szpitala, bo w przeciwnym razie wywalą mnie z pracy za ciągłe charchanie - jak to pięknie ujął kiedyś jeden gadatliwy koleś.
    Niedługo Uibong powinien wrócić ze szkoły, pomyślałem, patrząc w stronę z której powinien przyjść mój brat. Wtedy właśnie zauważyłem małą puszystą kulkę, trzęsącą się obok śmietnika. Przymróżyłem oczy, jakby miało mi to pomóc lepiej widzieć i podszedłem powoli o kilka kroków.
    Nie, to nie możliwe, uśmiechnąłem się do siebie z początku kpiąco, ale po chwili zmarszczyłem brwi, zastanawiając się skąd w środku Seulu, w takiej dzielnicy... królik.
    Podszedłem jeszcze kawałek i przykucnąłem obok małego futrzaka.
    - Annyeong, malutki. - przywitałem się z lekkim uśmiechem. - Co tutaj robisz? - Wyciągnąłem ręce i złapałem zwierzaka, po chwili już oglądając go z każdej strony.
    - Aigoo, śliczy jesteś~ - chwyciłem go inaczej i pogłaskałem za uszami kciukiem. Takie to małe było, śliczne, że weź się nie rozczul, no! - Ktoś cię pewnie zgubił, co? Biednyś, mały...

    Rice Cake Lover ♥

    OdpowiedzUsuń
  7. Przez te parę chwil, gdy sam nie wiedziałem co się ze mną działo i czy w ogóle byłem przytomny, w mojej głowie zaczęło się dziać jeszcze gorzej. Pod powiekami widziałem obrazy, których nie chciałem nawet dopuścić do świadomości, a w międzyczasie mój niepokój rósł chociaż nie mogłem tego odczuć w tym momencie, zbyt przejęty tym, co działo się ze mną fizycznie; na szczęście nie trwało to długo, bo jakiś bodziec ze świata zewnętrznego dotarł do mojej podświadomości i zaczął mnie przyciągać do siebie, dzięki czemu stopniowo odzyskiwałem poczucie samego siebie. Ktoś mnie klepał po policzkach, nie miałem pojęcia od jak długiego czasu, ale w oddali słyszałem także jakiś miękki głos i coś pod głową, co zdecydowanie nie było twardym chodnikiem. No cóż, przynajmniej sobie głowy nie rozciąłem.
    Otworzyłem oczy stopniowo, przez dłuższą chwilę po prostu patrząc w górę, starając się brać jak najgłębsze oddechy. Zdarzało mi się czasami zasłabnąć, ale do tej pory nigdy nie straciłem jeszcze świadomości na dłuższy czas, nie stało mi się nic poważnego, ani przede wszystkim bez nikogo obok. Przez parę pierwszych momentów obecność drugiej osoby przy mnie wydała się być jakby abstrakcją, bo nie pamiętałem abym kogoś wcześniej widział, ale wreszcie moje oczy położyły się na twarzy chłopaka, który mnie trzymał, i po raz pierwszy faktycznie go zauważyły.
    Przykryłem twarz dłonią, czując na sobie ciężar zmęczenia i wygłodzenia, po czym z trudem podniosłem się do siadu i mimo tego, że nie okazało się to być mądrą decyzją, bo znowu boleśnie ścisnęło mnie w żołądku, niebezpiecznie zakręciło mi się w głowie a ja złapałem się za brzuch i syknąłem cicho, nie opadłem ponownie na nieznajomego, tylko odwróciłem się plecami do ściany i o nią się oparłem, odsuwając się nawet trochę w bok od chłopaka. Zamrugałem z dezorientacją parę razy, wciąż oddychając głęboko i na moment zamknąłem ponownie oczy, opierając także głowę, jednak prędko je otworzyłem. Z obolałym wyrazem twarzy i zerkając na nieznajomego kątem oka, nieco zirytowany zaistniałą sytuacją zaciągnąłem sobie lepiej kaptur na głowę, czując jak ona boleśnie mi pulsowała. Denerwowało mnie to, co się stało, bo wcale nie powinno. Nie teraz, nie przed takim ważnym dniem...
    A ten chłopak? Jego obecność tutaj wydawała mi się nierealna, tak samo jak jego pomoc. Takie rzeczy zdarzają się tylko w bajkach dla dzieci, gdy dobra wróżka na siłę pomaga wszystkim dookoła i jest nieznośnie irytująca, ale i tak wszystkie brzdące ją kochają. Taki chyba jej urok, podobno.
    - Uhm, dzięki - odezwałem się wreszcie, bo chyba właśnie na to on czekał, chociaż pewnie nie w takim obojętnym, może nawet trochę zirytowanym tonie. No cóż, to szkoda. - Za... uratowanie mojej głowy, chyba - mruknąłem łapiąc się za brzuch nie do końca pewien tego, czy może nie lepiej by było gdyby jego tu jednak nie było, a ja bym się roztrzaskał o beton, czy coś takiego, bo teraz czułem ból w każdej części swojego ciała i takie mocne osłabienie, że z trudem siedziałem prosto, a do tego właśnie brzuch mi ponownie zaburczał. Westchnąłem ciężko i przymknąłem oczy wmawiając sobie, że gdybym tak chwilę posiedział, wszystko magicznie wróciłoby do normy.

    Tae

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie byłem pewny czy mnie usłyszał, ale widać było już po chwili poprawę. Haha brzmię trochę jak jakiś znawca striptizu, ale na dobrą sprawę nigdy nie miałem z tym nic wspólnego, może to i lepiej?
    Spłukany to ja nie jestem, więc bym musiał chyba mega biedę poznać by tutaj pracować. Nie wyobrażam sobie wywijać dupą przed jakimiś starymi zbokami albo nie wyżytymi laskami, a potem pokazać się gdzieś na mieście no masakra jakaś! Z moich myśli wyrwały mnie krzyki tych adehadowców, od razu pokierowałem wzrok na scenę, uświadamiając sobie że niezłe przedstawienie się dzieję. Nasza mała wiewióreczka zaczęła powoli ściągać z siebie ciuchy, przyznam że byłem pod wrażeniem. Nawet ja takiej klaty nie mam, jestem raczej kruchej postury a tu proszę jakie mięśnie!
    Uśmiechnąłem się na gesty które pokazywał Tetsu z chłopakami.
    -Wooho! Rżnąłbym ! Chodź do mnie zaopiekuję się !- No gorszych tekstów w życiu nie słyszałem, ale co ja poradzę jak byli nawaleni w trzy dupy? Później porobię im trochę fotek i będę miał w zanadrzu coś na nich do małych szantaży. Może jestem z pozoru osobą wyglądającą miło i przyjaźnie, ale nawet ja sam w to nie wierze, chyba że dla Changho. Nawet ojciec mi powiedział ostatnio spotykając mnie że ekhem cytuje: "Nie jesteś moim synem tylko demonem" No dodajmy że tatusiek jest już na załamaniu psychicznym, jakieś problemy w pracy i te sprawy. Podobno nawet jak byłem w brzuchu mojej mamuśki, to miała problemy zdrowotne bo za szybko chciałem na świat wychodzić. Co się dziwić, miałem spędzić dziewięć miesięcy w brzuchu szmaty która potem i tak mnie oddała. No bezsens! Osobiście uważam że prawdziwi rodzice chcieli mi dać na imię "Skurwiel" ale ksiądz się nie zgodził. Już wracając do wiewióreczki przed nami to sądzę iż z wyglądu jest w pizdu zajebisty i gdybym miał okazje to bym go przeleciał. No ale wiecie mam chłopaka no i mi nie wypada, bo trzeba się poznać i tak dalej... pierdolenie! Jakbym chciał to i tak bym to zrobił, ehh jaka szkoda.
    Już chłopak dochodził do spodni, kiedy tylko rozpiął rozporek pokazując bokserki, ziomki byli zajarani ale ewidentnie było widać że na nic więcej nie będzie się zapowiadać. Co za rozczarowanie! A chciałem sobie popatrzeć, a tu dupa. Oczywiście usłyszałem gigantyczne buczenie przez co wybuchłem śmiechem, dobrze wiedziałem jak to się teraz skończy.
    -Ej co to kurwa ma być?! Za co ci zapłaciliśmy?!!- Wydarł się Tetsu z Ryu, oni to się dobrali, powaga..
    -Aaaa~ Jaka szkoda~- Mruknąłem pokazowo z szerokim wrednym uśmiechem patrząc na naszą zagubioną wiewióreczkę.
    W tym samym momencie nasza dwójka bliźniaków z mózgiem wielkości orzeszka wskoczyli na scenę i ściągnęli z niej rude zwierzątko, mój uśmiech w tym momencie był nie pohamowany, lubiłem takie akcje zawsze poprawiały mi humor.
    Tetsu spojrzał na mnie prosząco a ja machnąłem do niego ręką jakbym pokazywał *idź sobie, jest mi to obojętne* ale tak naprawdę była to dla niego zgoda. Ryu złapał chłopaka za ręce od razu unieruchamiając a Tetsu po prostu zdjął mu spodnie. Miał zrobić tylko to.. ale nieoczekiwanie ściągnął również bokserki.. Kurwa czego ja się spodziewałem po pijanych ludziach? Zapadła głucha cisza a ja spojrzałem na odkrytą część jego ciała.
    Momentalnie wybuchłem śmiechem a reszta razem ze mną, myślałem że jebne tam o podłogę i tyle w temacie, tak bardzo mi się śmiać chciało. Nie chodzi o to że coś z jego sprzętem nie tak, bo był naprawdę świetny, ale sam fakt że to wszyscy widzieli i dodatkowo kamery które tam były że nie wytrzymałem. Widziałem już że Tetsu chcę zrobić o wiele więcej a to już by było przegięciem, młody by miał traumę na całe życie! Wstałem szybko i chwyciłem mojego kumpla za rękę.
    -Już koniec, przestań!.- Warknąłem w jego stronę jakbym chciał zabić. Następnie spojrzałem na Ryu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. -Puść!- Warknąłem. Gdy chłopak już został uwolniony z uścisku, zarzuciłem na niego swój sweter, akurat był tak gdzieś do kolan, więc wszystko zasłaniał.
      -Suguś co ty robisz?! Tak świetnie się bawiliśmy!- Dalej stękał Tetsu.
      -Słuchaj.. chuj mnie to obchodzi jasne! Idziemy!- Warknąłem po czym całą menelnie wyprowadziłem z pomieszczenia. Obróciłem się do chłopaka i wyciągnąłem z kieszeni kilka stów rzucając je na ziemię i wychodząc. Bawiło mnie to, ale gdyby stało się coś więcej to już by była duża przesada, a po za tym mielibyśmy przejebane. Po całej akcji postanowiliśmy że przeniesiemy całą imprezę do mnie, po czym zrobiła się z tego niezła domówka na całą noc.

      Suga xD

      Usuń
  9. Zacząłem się zastanawiać, co począć z tym maluchem. Jakaś mała dziewczynka pewnie teraz po nim płacze. Rozwiesić plakaty? Pewni należy do kogoś z okolicy, przecież takie maleństwo nie mogło daleko uciec.
    Popatrzyłem jeszcze raz na króliczka i wtedy usłyszałem czyjeś wołanie. Obróciłem się w kierunku źródła głosu i zobaczyłem chłopaka o pomarańczowych włosach. Zauważył, że trzymam zwierzaka i podbiegł do mnie, dziękując. W pierwszej chwili nie zrozumiałem za co. Dopiero gdy powiedział, że futrzak, którego trzymałem na rękach należy do niego, spojrzałem ostatni raz na królika, a potem znowu na chłopaka i uśmiechnąłem się do niego, podając mu jego zgubę.
    - Ah! To ty go zgubiłeś? - powiedziałem, chyba trochę za głośno, bo zaraz poczułem drapanie w klatce piersiowej i musiałem zakaszleć, zakrywając przy tym usta i odwracając się na chwilę. Potem odetchnąłem i uśmiechnąłem się znowu do niego. - Jest strasznie uroczy. - powiedziałem cicho, wskazując na króliczka i wsunąłem ręce do kieszeni spodni.

    Rice Cake Lover ♥

    OdpowiedzUsuń
  10. Parę sekund po tym jak się podniosłem moje ciało ewidentnie dało mi do zrozumienia, że było zdecydowanie lepiej gdy leżałem, ale nie miałem najmniejszego zamiaru ponownie kłaść się z głową na kolanach tego nieznajomego. Stopniowo ponownie zaczęło mi się ściemniać przed oczami, więc w panice je zamknąłem, przetarłem dłonią, pochyliłem głowę w dół i wziąłem parę jak najgłębszych oddechów. Zazwyczaj to pomagało, ale wiedziałem, że nie mogłem wiecznie ciągnąć to do przodu. Potrzebowałem odpoczynku i jedzenia, chociaż na razie mogłem pozwolić sobie tylko na to pierwsze. Jeszcze tylko dwa dni, nie mogłem wszystkiego zepsuć na tak krótki czas przed metą.
    Ostrożnie otworzyłem znowu oczy i gdy stwierdziłem, że wszystko wydawało się być tak jakby w porządku, ponownie spojrzałem na klęczącego obok mnie chłopaka. Wiem, że odpowiadałem mu z pewnym opóźnieniem, ale jak sam mógł zauważyć, nie byłem teraz w dobrym nastroju na pogawędki. Zmarszczyłem zirytowany brwi, gdy usłyszałem jak się do mnie zwracał - już nawet nie pamiętałem, czy poprzednio także użył słowa pan, wciąż byłem tym wszystkim dość osłupiały - i w sumie sam nie znałem podstawy takiej reakcji. Widać było, że chłopak się martwił, co samo w sobie było dość... Dziwne. Cała ta sytuacja była dla mnie jakaś dziwna i nie podobała mi się. Nie mogłem pogodzić się z tym, że byłem osłabiony akurat teraz, przed ważnym dniem i cała moja irytacja wywodziła się właśnie z tego. Chłopak pewnie momentalnie chciał mi pomóc, może źle zadziałało na niego to, jak widział jak upadałem i odezwało się w nim momentalne, bezgraniczne dobro, ale to minęłoby prędko, coś o tym wiedziałem. Wystarczyłoby mu odmówić i poradzić sobie samemu, patrząc jak się oddala.
    - Nie - odpowiedziałem odruchowo, trochę gwałtownie i twardo, może nawet za bardzo. Zacisnąłem usta w wąską linię i wbiłem w niego swoje spojrzenie. - Nie, to niepotrzebne. Wiem jak sobie z tym poradzić. Odpocznę tu chwilę i będzie w porządku.
    A gdyby mój menedżer się o tym dowiedział, jutro byłoby ze mną o wiele, wiele gorzej.

    Tae

    OdpowiedzUsuń
  11. Rano obudziłem się z gigantycznym bólem głowy, ale za to w miękkim łóżku. To chyba jedyny plus... albo nie chwila ! Sprawdziłem szybko czy mam na sobie ciuchy i westchnąłem cicho. Znowu się z nim przespałem.. a miałem tego już nie robić, tylko olać i zerwać. Aish! Nic nie idzie tak jak powinno! Odwróciłem się za siebie gdy usłyszałem cichy pomruk, właśnie Ryu wtulał się w moje plecy. Ściągnąłem z siebie jego łapę i dosłownie wykopałem go z mojego łóżka a ten z hukiem zjebał się na ziemię.
    -Co ty odpierdalasz?!- Powiedział jeszcze zaspanym głosem.
    -Przecież nic, sam się zjebałeś. Jak nie potrafisz normalnie spać to nie miej do mnie pretensji.- Powiedziałem ze złośliwym uśmiechem.
    -Jesteś trupem.- Warknął i szybko wstał a ja od razu uciekłem, biegnąc przez pół salonu.
    -Chciałbyś!- Powiedziałem dalej z dobrym humorem, wtedy niestety potknąłem się o coś albo raczej kogoś leżącego na podłodze. Na moje nieszczęście był to Tetsu co jako co ale go to bym nie chciał obudzić za żadne skarby! Modliłem się tylko by dalej spał, niestety się obudził... chwycił moją nogę po czym ścisnął. Z bólu aż chciało mi się piszczeć, on naprawdę ma dużo siły ale na szczęście używa jej tylko wtedy kiedy jest nie wyspany i ktoś go obudzi.
    -Sorka! Tetsu ! Puść mnie!- Mówiłem do niego, oczywiście po chwili mnie puścił i usiadł.
    -Co wy odwalacie jeżeli mogę spytać?!- Warknął niezadowolony. Uśmiechnąłem się do niego szeroko.
    -O to samo mogę zapytać ciebie i Ryu.- Obydwoje spojrzeli na mnie ze zdziwieniem co ewidentnie wskazywało na to że nic nie pamiętają, a mi to szło na rękę.
    Wstałem z ziemi rozglądając się po pomieszczeniu. Kompletny burdel i od zajechania najebanych śpiących ludziów na mojej podłodze.
    -To chyba czas zabrać się za ogarnianie?- Mruknąłem sam do siebie po czym jak powiedziałem tak zrobiłem. Łącznie zajęło nam to trzy godziny, w miarę szybko. Pewnie zeszło by dłużej gdybyśmy jeszcze odprowadzali menelnie, ale sory niech radzą sobie sami mi wystarczy że boli mnie łeb.
    Wszystko ładnie pięknie zjedliśmy śniadanko i postanowiłem że już się ruszę i odprowadzę do domu te dwa nie dorobione bliźniaki dwu jajowe.
    Ubraliśmy się i wyszliśmy z mieszkania, szliśmy dłuższą drogą bo akurat słońce wyszło i było troszeczkę cieplej.
    Więcej z tymi debilami nie piję, znów coś odpierdolą a ja będę musiał po nich sprzątać.
    -Dobra to na razie.- Powiedziałem od razu się cofając, gdy już dotarliśmy a ci jak zwykle chórkiem z zacieszem na mordzie.
    -Papa!- Oni to naprawdę są jak dzieci, trzeba ich ciągle pilnować i sie opiekować a ja za niańkę nie mam zamiaru robić! Wszystko tylko nie to!
    Tak ogólnie to chyba nie mam nic do żarcia już w domu, po drodze pójdę i coś kupię. Więc ruszyłem w stronę centrum.

    Suga xD

    OdpowiedzUsuń
  12. Na jego pytanie uśmiechnąłem się jeszcze szerzej, by rozwiać wszelkie wątpliwości co do mojego stanu zdrowia. Bo jest w porządku. Nie jest jakoś super ekstra, ale w porządku, to dobre określenie.
    - Nae, nae. To nic takiego. - No, bo jakby się tak zastanowić, to są ludzi, ktorzy mają gorzej. Chociażby Christopher. Swojąddrogą ciekawe co u niego...
    - Ty mieszkasz tu gdzieś w okolicu, prawda? - zagadnąłem po cichu, by przypadkiem znowu nie zakaszleć. Tylko by się przestraszył. - Widziałem cię chyba już kiedyś.
    Wyglądał na młodszego ode mnie, teraz w szczególności. Troszkę jak małe dziecko, z załatwionymi oczami i tym królikiem na rękach. Mam wrażenie, że coś z tym gościem jest nie tak, ale zostawię mu jego sprawy. To nie mój interes.

    DaeDae

    OdpowiedzUsuń
  13. Szedłem kawałek po czym wstąpiłem do supermarketu.
    Wziąłem koszyk i ruszyłem w stronę regałów z alkoholem. Najpierw procenty a dopiero potem możemy sobie porozmawiać o jakimś jedzeniu. Wziąłem trzy piwa, jedną wódkę i wino. Mimo mojego stanu zdrowotnego nie mam zamiaru się ograniczać, kto wie kiedy znowu mój dom zaatakują bliźniacze potwory ? A oni to sobie lubią wypić a potem iść bawić się na całego na mieście. Najlepsze jest to że to potem ja ich ogarniam a oni jak zwykle nic nie pamiętają. Ehh czasami się zastanawiam kto tu składał obietnice po diagnozie że będzie się bawił na całego... Już miałem się odwracać by iść do działu ze słodyczami kiedy pod moje nogi przypałętało się jakieś małe gówno. Gapiła się na mnie tymi wielkimi ślepiami a ja aż miałem ochotę wziąć jakąś butelkę z półki i jej przypierdolić w łeb. Małe dzieci to jakieś okropieństwo, tylko drą japy, brudzą, śmierdzą, trzeba je myć i przebierać. No ohyda jakaś!!! Gdy usłyszałem że ktoś woła tą małą poczware nie podniosłem wzroku, jakoś nie miałem na to ochoty, czekałem aż sobie pójdą bo kogoś tu zabije. Gdy usłyszałem słowa tej małej gnidy, myślałem że mnie szlak jasny trafi. Że niby ja mam kurwa wodorosty na głowie? Spójrz na swój szczerbaty mały ryj. Wyglądasz jakby ktoś wziął i trzepnął twoją głowę o posadzkę.
    Na jej następne pytanie zrobiłem mega wkurwiony uśmiech.
    - Wyhodowałem je tak samo jak ty właśnie kopiesz sobie grób.- Warknąłem w stronę tej małej. Następnie podniosłem wzrok.
    -Za co mnie przepraszasz? Następnym razem pilnuj bachora, jasne?!- Warknąłem i dopiero wtedy spojrzałem na opiekuna gnidy. Zatkało mnie totalnie, przecież to była wiewióreczka z klubu.
    Myślałem że padnę tam ze śmiechu, striptizer opiekujący się dziećmi? Trochę jak jakaś pedofilia albo jakieś fetysze tu widzę.
    Oparłem się o regał po czym spojrzałem na niego z wrednym uśmiechem.
    -No Hej wiewióreczko, dawno się nie widzieliśmy.- Powiedziałem, a w mojej głowię zaczęły się rodzić dziwne pomysły. No przecież to musiało być przeznaczenie! A myślałem że będę się dzisiaj nudzić, a tu proszę striptizer stoi tu przede mną z dzieckiem w ręku i na dodatek małą dziewczynką.
    -Jaki obcy wiewióreczko, przecież się znamy prawda?- Powiedziałem, uważnie się mu przyglądając.

    Suguś

    OdpowiedzUsuń
  14. Spojrzałem na niego z rozbawieniem, że niby mnie nie zna? Ja już mu to chętnie przypomnę, dorośli mówili jak ktoś ma jakiś problem to pomóc co nie? Będę grzecznym chłopcem i pomogę wiewióreczce.
    Spojrzałem na tą małą gnidę, najlepiej by było jakby ogólnie zamknęła japę i się nie odzywała bo wujek Suga zrobi jej darmową operację mordy.
    Od razu powędrowałem za nim i z wrednym uśmieszkiem spojrzałem na małą.
    -Oh Pchełko nie ja tu jestem straszny...- Mruknąłem, no jak on tak może okłamywać swoje "Słoneczko" Niech od razu powie jej co robi, to ja tutaj tym strasznym nie będę.
    -Co nie wiewióreczko? A tak po za tym to jak się siedziało mi na kolanach? Może chcesz to powtórzyć?- Dodałem w jego stronę beztrosko, ale i z zadowoleniem. Przy okazji ściągałem z półek rzeczy które akurat mi się przydadzą. No przecież miałem zrobić jakieś zakupy co nie? A z samym alkoholem do domu nie wrócę! Wziąłem jeszcze troszkę paluszków, ciastek, lizaków, żelków, chleb coś do niego, oczywiście NUTELLE! Jakieś jabłka, banany i tak dalej. Jak już robić zapasy to porządnie!

    Sugusiek

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie byłem w stanie tak do końca rozszyfrować zachowanie tego chłopaka - pomijając fakt, że nie to było teraz dla mnie największym zmartwieniem, a raczej to, że nie byłem w stanie się podnieść bez poważnego zagrożenia runięcia głową o chodnik. Cały czas się w niego tak twardo patrzyłem mimo tego, że zauważyłem, że wprowadziło go to w lekkie zakłopotanie. I czy... Nie mam już pojęcia, czy dobrze widziałem, czy może było ze mną gorzej niż przypuszczałem, ale chyba było mu przykro. No cóż, wybacz, skarbeńku, ale gdybyś nie zauważył, tak jakby mam gorszy dzień. Tak jakby już od jakichś dwóch lat.
    Zdziwiłem się, że jeszcze sobie nie odpuścił, szczególnie dlatego, że sprawiało mu to chyba nawet przykrość, co według mnie było dość przesadzone. Zacisnąłem mocno usta, aby czasem nie uprzykrzyć mu jeszcze bardziej dnia swoim nienajlepszym nastawieniem, ale gdy ponownie usłyszałem jak się do mnie odzywał, aż się we mnie zagotowało.
    - Nie mów do mnie... - zacząłem dość ostro, ale ostatecznie powstrzymałem się, zamykając dla opanowania oczy. Wypuściłem powoli z płuc całe powietrze, a razem z nią tą irracjonalną irytację. Miałem po prostu dość wszystkiego, chciałem wreszcie się wyspać, chociażby tu, na tym zimnym chodniku. Po plecach przeszedł mnie dreszcz, przez który mocno zadrżałem.
    - Przejdźmy na ty, dobrze? - zapytałem, otwierając oczy i starając się, aby ton mojego głosu był teraz nieco bardziej miękki. - Nie lubię tych idiotycznych grzeczności. Bynajmniej, nie tych zwróconych do mnie.
    Spojrzałem na niego i odniosłem wrażenie, że gdybym znowu powiedział nie, już nigdy by mnie nie zostawił, albo się tu rozpłakał. Westchnąłem ciężko, nie wiedząc co robić, i poczułem się kompletnie bezsilny - zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Po trzech sekundach ciszy, miałem już wszystko głęboko w poważaniu. Cokolwiek ma się ze mną stać, niech się stanie.
    - W porządku - oznajmiłem w końcu, z kolejnym, ciężkim westchnięciem. Ta decyzja kosztowała mnie więcej godności, niż można by przypuszczać. - Ale tylko na moment, ja... Wiem, jak sobie z tym poradzić.
    Mówiłem to już drugi raz dzisiaj, i drugi raz kłamałem.

    Tae

    OdpowiedzUsuń
  16. Przyglądałem się uważnie jak to wiewióreczka spławia małą gnidę. Czyżby nikt nie wiedział czym się zajmuje, ohoho no to nieźle. Ciekawiło mnie czemu to robi, jest biedny? A może po prostu lubi kręcić dupą przed innymi ? Nie powiem że jest to bardzo interesujące... Spojrzałem na niego ze złośliwym uśmiechem kiedy mi rozkazał. Jeszcze nie ocipiałem, taka okazja zdarza się bardzo rzadko a ja nie mam zamiaru jej stracić. Tylko tym razem muszę uważać bo jeszcze się skończy tak jak z Ryu a tego bym już nie zdzierżył. Wystarczy mi już ta dwójka bliźniaczych pojebów na głowie, więcej nie potrzebuję. No ale taka mała wiewióreczka jest niczego sobie.. o ile Hachiman go nie zagryzie po pierwszym spotkaniu. Ja jego flaków z podłogi sprzątać nie będę! A w życiu!
    -Ja w sumie to niczego konkretnego...- Mruknąłem z wredną miną następnie przybliżyłem się do niego tak by szepnąć mu do ucha.
    -... chyba że za konkret można uznać twoje ciało..- Dodałem odsuwając się z szyderczym uśmiechem. No co ? Nie mogę się trochę rozerwać?
    -Czemu masz taką minę? No nie mów mi że byś nie chciał..- Powiedziałem lekko już się śmiejąc, jego wyraz twarzy był powalający a ja miałem z tego niezły ubaw. Następnie poczułem wibracje w kieszeni, pewnie to Changho. Zapewne jak zwykle się martwi że nie ma mnie w domu a tam jedzie wódą. Ehh i co ja z tym dzieciakiem mam ? Z resztą zaraz do niego zadzwonię Następne spojrzałem znów dla chłopaka.
    -Tańcz dla mnie, zapłacę ci.- Powiedziałem bez większego wzruszenia, po czym usłyszałem że ktoś już dzwoni. Teraz to na pewno muszę odebrać, sięgnąłem po czym odebrałem.
    -Halo?- Zapytałem. w tym samym momencie usłyszałem głos mojego zmartwionego braciszka z zapytaniem gdzie jestem.
    -W supermarkecie w centrum.- Powiedziałem a ten mi od razu oznajmił że mam na niego czekać i jest blisko, więc zaraz tam będzie. Od razu się rozłączył a ja mimowolnie uśmiechnąłem się do ekranu komórki. Nim się zorientowałem już usłyszałem głos młodego, przepraszającego za coś.
    Spojrzałem w dział ze słodyczami i tam zobaczyłem jak podnosi batoniki tej małej wywłoce.
    -Bardzo cię maluszku przepraszam. Nic ci nie jest?- Zapytał z typowym szerokim uśmiechem. On to uwielbia małe dzieci i mógłby się nimi ciągle opiekować, natomiast ja nienawidzę żadnych małych poczwar. Byłem jego totalnym przeciwieństwem, ale chociaż dla niego starałem się być dobrym bratem.
    -Przepraszam pana..- Dodał po chwili patrząc na wiewióreczkę stojącą obok mnie. Jego grzeczność czasami mnie drażni, on to by nawet przepraszał gwałciciela.. naprawdę! To taka chodząca ciapa, pobłażliwa i trzeba ją ciągle ratować z kłopotów.
    Spojrzałem na niego z ciepłym uśmiechem, od razu podchodząc i podnosząc go za ramię.
    -Uważaj jak chodzisz, niedługo sobie krzywdę zrobisz. -Powiedziałem co było szczerą prawdą.
    -Przepraszam braciszku.- Dodał z głupkowatym wyrazem twarzy a ja z miną jak u mordercy spojrzałem na wiewióreczkę.
    Nawet Ryu i Tetsu nie wiedzą że mam brata, będzie trochę przejebka skoro wiewióra o tym wie.. Kurwa.

    Sugusiek <3

    OdpowiedzUsuń
  17. Patrzyłem na niego niezadowolony, nie rozumiem czemu nie chce się zgodzić? I tak widziałem go nagiego to co mu szkodzi? Nie lepiej kręcić tyłkiem przed kimś kto już wszystko widział czy przed jakimiś pedofilami? Ja to już sam nie ogarniam o co mi chodzi.
    Spojrzałem następnie na młodego który patrzył na mnie pytająco, no co ja mam mu niby powiedzieć? Że byłem w klubie ze striptizem bo znajomi mnie namówili a tam spotkałem wiewiórkę i Tetsu ściągnął mu spodnie? Nie chwila... przecież dałem mu swój sweter co nie?
    -Yoongi znasz tego chłopaka? I czemu mówi do ciebie per "pan" skoro jesteście prawie w tym samym wieku?- Zapytał Chan, spojrzałem na niego z uśmiechem.
    -Wiesz nie wiem, jest trochę dziwny ale go znam.- Dodałem a temu od razu pojawiły się iskierki w oczach. Lubił poznawać nowych ludzi a zwłaszcza zawsze chciał poznawać moich znajomych, nie wiem czemu ale go to interesowało z kim się zadaję. Spojrzałem na niego już sam zaciekawiony o co chodzi a ten się do mnie z uśmiechem przytulił.
    -Kupiłeś moje ulubione ciastka?- Zapytał. Hę? Ale czemu on teraz pyta się mnie o ciastka, o co chodzi?
    -No tak, ale co jest?- Dodałem z kompletnym zdezorientowaniem. A ten nagle poszedł w stronę wiewiórki.
    -Przepraszam.. ale może w ramach przeprosin za mojego okropnego brata nie chciałby pan przyjść z małą na herbatę?- Powiedział a mi o mało co szczęka nie rąbnęła o kafelki. Ja o tym nie wiedziałem! Mój brat to mały podstępny demon z mordką słodkiego króliczka. Straszne...
    Następnie postanowiłem to improwizować i sam do nich podszedłem.
    -W sumie to powinienem jakoś przeprosić tego małego króliczka co nie?- Powiedziałem z wymuszonym uśmiechem, mówiąc przyjaźnie do tej małej mendy. Mój brat to geniusz! Sam bym na to nie wpadł a ten od razu odnalazł się w sytuacji i wie co robić! Później pójdę z nim na zakupy i dam ciastka, bo jestem wręcz pewny że za darmo tego nie robi!

    Sugusiek xD

    OdpowiedzUsuń
  18. [Dobrze jest~]

    Na początku, gdy chłopak chciał pomóc mi nie tylko się podnieść, ale także podejść do jego mieszkania, chciałem zaprotestować, jednak gdy zauważyłem jak mocno zakręciło mi się w głowie gdy tylko wstałem na równe nogi, odpuściłem sobie wszelkie próby buntu. W sumie... On był dla mnie okropnie miły i bardzo się starał i może tego nie rozumiałem, ani nie znałem jego powodów, ale coś w nim mówiło mi, że nie mógł mieć złych intencji. Może to przez to, jak bardzo przejęty się wcześniej wydawał, jak niemalże drżał i gorączkowo się mnie pytał, czy wszystko w porządku, jak nie potrafił utrzymać mojego wzroku i zapewne jaki odtrącony się przeze mnie poczuł, a mimo tego nadal nalegał ze swoją pomocą. Ja tej pomocy może nie do końca chciałem, bo... bo po prostu taki byłem, ale to wcale nie znaczy, że nie byłem w jakiś sposób... można powiedzieć, że wdzięczny. On pewnie miał mnie teraz za jakiegoś dupka i może żałował tego, co dla mnie robił, ale to nie tak, że nie miałem uczuć. Po prostu nie byłem w stanie już je tak otwarcie pokazywać, jak kiedyś i czasami działało to na moją korzyść.
    Weszliśmy do jego mieszkania i od razu poczułem ulgę, gdy tylko mogłem ponownie usiąść. Przeszliśmy zaledwie parędziesiąt metrów, a mimo tego w tym stanie te parę kroków kosztowało mnie sporo wysiłku i czułem się wykończony. Głowa nadal boleśnie mi pulsowała, a żołądek zwijał się z bólu. Przyjąłem od niego szklankę wody, dziękując mu ruchem głowy, i od razu prawie wszystko wypiłem. W pierwszym momencie nie zauważyłem nawet, że coś do mnie powiedział, bo zająłem się obserwowaniem jego lodówki, pełnej jakichś dziecięcych rysunków i przeróżnych magnesów, trochę tym zdziwiony, bo wręcz emanowało to dziecinnością, która nijak pasowała mi do osoby w jego wieku. Nieznajoma mi osoba, którą miałem przed sobą, z każdym momentem była dla mnie coraz dziwniejsza.
    Zorientowałem się, że wciąż miałem na głowie kaptur, więc szybko go ściągnąłem uważając, że mógłby to być gest niegrzeczności, a ja wciąż starałem się nad sobą panować i nie zrobić przypadkiem temu chłopaczkowi jeszcze większej przykrości, bo łzy mogły polecieć. Odkleiłem wzrok od jego lodówki i spojrzałem na niego, a dopiero wtedy dotarły do mnie jego słowa.
    - Nie, dzięki - odmówiłem na pierwsze pytanie. - Głodny... nie, jest w porządku - skłamałem, jednak po tym, jak dokończyłem swoją szklankę wody, mój brzuch zdecydował się zrobić ze mnie idiotę i głośno się odezwał. Zacisnąłem usta, niezauważalnie się za niego łapiąc, po czym przeniosłem ponownie wzrok na lodówkę.
    - Ale... trochę mi zimno - wspomniałem niby po to, aby odwrócić jego uwagę od mojego głodu, ale to akurat było też prawdą. Wychodząc na ćwiczenia myślałem, że zwykła bluza mogła mi wystarczyć aby mnie ogrzać, ale jednak nie przewidziałem, że parę długich minut leżałbym drżąc z zimna na chodniku. Naprawdę, życie jest pełne gównianych niespodzianek.

    Tae

    OdpowiedzUsuń
  19. Uścisnąłem jego dłoń, posyłając mu lekki, przyjemny uśmiech.
    - Jung Daehyun. - przedstawiłem się z lekkim skinięciem głowy. - I mieszkam tu, o. - dodałem, wskazując kciuckiem na domek za sobą.
    - Annyeonghasseyo! - usłyszałem nagle głos swojego brata, który biegł w naszą stronę z szerokim uśmiechem na twarzy. Szybko nalazł się obok nas i ukłonił lekko przed pomarańczowowłosym. - Annyeonghasseyo, jestem młodszym bratem Daehyun'a. Miło cie poznać - powiedział jeszcze do niego i bez najmniejszej przerwy w zdaniu, obrócił się do mnie i złapał za ramię, dodając: - hyung, w końcu znalazłeś sobie przyjaciela, jak ja się cieszę! Zaproś go na hotteok*, zrób kawę, albo nie, ja zrobię, czekaj, chodźcie, co tak stoicie?
    Patrzyłem na niego z oczami szeroko otwartymi jak i ustami, a ostatnie cztery słowa dało się słyszeć już z wnętrza mieszkania. Przez chwilę jeszcze stałem tam jak wryty, a w końcu zaśmiałem się nerwowo i zakaszlałem znowu.
    - Tak właściwie, to jest adoptowany... - rzuciłem pół żartem, pół serio, uśmiechając się do chłopaka trochę jakby przepraszająco.
    - Daehyun-hyung! - krzyknął gdzieś ze środka, więc wychyliłem się tak, by mój głos skierowany był również do wnętrza.
    - Czy ty jesteś głupi?! Obcych ludzi nie zaprasza się do swojego domu!
    Ja rozumiem, że rzadko miewammy gości... Dobra, nigdy nikogo nie gościmy, ale sory bardzo, kto ma do nas przychodzić? Mój szef? A on swoich znajomych nie ma zamiaru zapraszać do takiej klitki. Z resztą, ludzi kochani, mieszkamy w Korei Południowej i jak rozwinięty wiek by to nie był, jednak mamy swoją kulturę i tradycje, tak? Kto normalny zaprasza nowo poznaną osobę do swojego domu?!
    Odwróciłem się do chłopaka, by posłać mu przepraszający uśmiech.
    - Nie zwracaj na niego uwagi. - machnąłem ręką, by potem spleść je za plecami. - On ma niestwierdzone adehade. - pokiwałem głową, potwierdzjąc własne słowa i wtedy ten dzieciak pojawił się znowu obok.
    - Głupi jesteś - za to dostał niemal od razu w łeb. - Ej, no weźcie mi tego nie róbcie... Sunbae - zwrócił się do pomarańczowego z królikiem. - wiesz jak nudno się z nim mieszka? On nic tylko pracuje, śpi, pracuje śpi, czasem zje mi obiad, a tak to jakbym sam mieszkał... - wyjęczał z tą swoją miną zbitego psa, a ja westchnąłem.

    DaeDae

    OdpowiedzUsuń
  20. [Karta wyjustowana :)~
    Wooo, ale Jimin miał ciężko w życiu! Strasznie podoba mi się ta postać i bardzo chciałabym z nim wątek *.*]

    Nayeon

    OdpowiedzUsuń
  21. Uśmiechnąłem się lekko kiedy usłyszałem że jednak plan mojego szczeniaczka podziałał. Mała gnida od razu się zgodziła a wiewióreczka nie był w stanie się jej sprzeciwić i się zgodził. Następnie od razu poszliśmy do do kasy, wypakowałem wszystkie rzeczy a nim pani skasowała wszystko Changho cały czas łaził i coś jeszcze dorzucał. Spojrzałem na nią z niezadowoloną miną.
    -Ty czasem nie przeginasz? Próchnicy się nabawisz od takiej ilości słodyczy.- Mruknąłem a ten tylko uroczo się uśmiechnął. A niech mi tylko spróbujesz powiedzieć że cię zęby bolą to sam będziesz zapierdzielał do dentysty Spojrzałem za kasę, no i od razu trzeba było się zgodzić, proszę jak ładnie czeka na swojego pana..hehe.
    Spakowałem wszystko do dwóch siatek i wyszliśmy ze sklepu, wtedy też wiewióra pobiegła do jakiegoś mohera. Stanęliśmy z młodym na chwilę uważnie się mu przyglądając. Wtedy też babcia zgarnęła małą a ja poczułem niesamowitą ulgę, jeszcze by mi gdzieś w domu narzygała czy coś w ten deseń. A wtedy to już bym skręcił jej kark! Z usatysfakcjonowanym uśmiechem patrzyłem na moje zwierzątko jak do nas podchodzi. Na jego słowa spojrzałem na młodego a ten na mnie, od razu posłaliśmy sobie zadowolone uśmiechy po czym staliśmy po obu stronach wiewióry, obejmując go ramieniem.
    -To nic takiego, przecież nie zaszkodzi jak przyjdziesz.- Powiedział młody.
    -No właśnie a ciebie w sumie też powinienem przeprosić, nie daj się namawiać długo.- Dodałem z uśmiechem, już nawet nie pamiętam kiedy byłem tak zgrany z bratem a tym bardziej już zapomniałem o tym że ma takie jakby rozdwojenie jaźni. Jego prawdziwa natura to identyk ja a ta jakby maska to moje kompletne przeciwieństwo. Zmienia się to w zależności od sytuacji a ja kocham gdy tak się dzieję, bo wtedy nigdy nie jest nudno.

    Sugusiek <3

    OdpowiedzUsuń
  22. Zauważyłem to, w jaki sposób na mnie spojrzał gdy zdjąłem kaptur i nie do końca mi się to spodobało. Jakoś w tej sytuacji nie zależało mi na tym, aby wiedział kim jestem i przez to jakoś szczególnie mnie traktował, chociaż... Może on zorientował się już wcześniej i dlatego tak mi teraz pomagał? Bo chciał następnie domagać się czegoś w zamian? Z upływem czasu stałem się bardzo, wręcz irytująco podejrzliwy co do takich spraw, ale gdyby to przemyśleć, to było jednak bardzo nierealne. Chłopak nie wyglądał na kogoś takiego, a jego emocjonalne odruchy w ogóle do takiej postaci nie pasowały. Niemniej, nie chciałem aby zaczął mi się niepotrzebnie przyglądać czy aby to cokolwiek zmieniło w jego zachowaniu.
    Gdy usłyszałem wzmiankę o swetrze... Nie ukrywam, mocno się zdziwiłem, ale zanim mogłem do końca zrozumieć o co mu chodziło, rudowłosy zniknął już w jakiejś części swojego mieszkanka. Spodziewałem się jakiegoś koca, który mógłbym sobie na chwilę zarzucić na plecy, ogrzać się i później wrócić do domu, jakieś okrycie czy coś podobnego, podczas gdy ubieranie jakiejś jego rzeczy było bardziej... intymne i dziwne, w tej sytuacji bardzo dziwne. Nie mogłem do końca w to uwierzyć, dopóki nie wrócił ponownie do mnie, podając mi swoje ubranie.
    - Ehm... - mruknąłem zmieszany i zdziwiony, niepewny co do tego, co powinienem zrobić, no ale... Siedzę pod jego dachem, korzystam z jego grzeczności, nie powinienem wybrzydzać a raczej cieszyć się, że przynajmniej to dostałem. Wziąłem więc od niego niebieski sweter, zdjąłem swoją zbyt lekką bluzę i ostrożnie założyłem go. Był miękki i puchaty - bardzo do swojego właściciela pasował - dzięki czemu od razu zrobiło mi się trochę milej, ale z drugiej strony czułem teraz blisko przy sobie zapach tego chłopaka i to było co najmniej... dziwne i niezręczne dla mnie.
    Nie zdążyłem nawet cokolwiek powiedzieć, a stojący przede mną ponownie mnie czymś mocno zaskoczył. Uniosłem wysoko brwi i spojrzałem na niego zdziwiony, wielkimi oczami, gdy ponownie wspomniał o jedzeniu. Zrozumiałem, że wiedział kim byłem, przez jego wzmiankę o tyciu i poczułem się przez to zrezygnowany, ale nie to uderzyło mnie najbardziej. Czy on chciał mnie teraz także karmić? No dobra, to jego zmartwienie i przejęcie od samego początku wydawały mi się niecodzienne i lekko przesadzone, ale powoli było coraz gorzej i to też zaliczało się do rzeczy dziwnych, których byłem tego dnia świadkiem. Nie uważałem tego za coś złego, nie burzyło mnie to ani nic podobnego, ale raczej nie rozumiałem jak to było możliwe, że on się tak zachowywał i na taką skalę przejmował jakimś nieznajomym. Nie byłem w stanie tego pojąć, ale nie widziałem tego jak coś negatywnego.
    - Czemu ci tak bardzo zależy? - wbiłem w niego spojrzenie i może faktycznie byłem ciekawy odpowiedzi, ale pytanie wyszło z moich ust trochę zimne, jakby specjalnie chciało być złośliwe, chociaż to wcale nie było moją intencją. - Że aż chcesz mi coś specjalnie przygotować... Może mi to wciśniesz na siłę do gardła?
    Zacisnąłem usta, wzdychając ciężko i gdy tak cały czas na niego patrzyłem przypomniałem sobie, jak wyglądał i jak zareagował tam na zewnątrz, gdy odtrąciłem jego pomoc. Ehh, on nic złego nie zrobił, tylko trafiło mu się, że wpadł na kogoś takiego jak ja i wiedziałem, że potrafiłem być okropny. Czasami się tym chwaliłem, ale akurat nie teraz. Biedny dzieciak pewnie żałował, że mnie tu wpuścił.
    - To... bardzo miłe - odezwałem się po jakiejś chwili ciszy, tym razem nie tak głośno i nieco bardziej miękko, a przynajmniej się starałem. Do takiego tonu byłem już przyzwyczajony tylko z siostrą i dziewczyną, dla których mogłem być tym samym uroczym skarbem, co kiedyś. - Ale naprawdę nie mogę - westchnąłem cicho wiedząc, że po zjedzeniu czegokolwiek wyrzuty sumienia zjadłyby mnie. Przeczesałem niedbale włosy palcami. - I... Dziękuję za sweter. Milutki - wysłałem w jego stronę lekki uśmiech, bo na więcej nie było mnie w tym stanie stać. W tym samym momencie, nieprzyjemny dreszcz przeszedł mi po plecach.

    Tae

    OdpowiedzUsuń
  23. [ Są chęci zwłaszcza, że twoja postać jest super ;; Jednak nie za bardzo mam pomysł, jak można by zacząć ich znajomość XD]

    Miyoung

    OdpowiedzUsuń
  24. Nie było opcji bym teraz tak po prostu pozwolił mu sobie pójść, widziałem tak dużo a tak mało o nim wiem. No przecież powinienem chociaż jego imię poznać! Wcześniej jakoś nie było do tego okazji a dzięki młodemu już ją mam. Widziałem że chciał protestować ale wtedy od razu Changho reagował by tylko z nami poszedł. Potem dostanie za to nagrodę, co tylko zechce! Nie w sumie nie przesadzajmy bo jeszcze auto będę musiał mu kupować a o to niech prosi starych! Gdy wiewiórka stanęła przed moim domem, łudziłem się tylko o to by wszedł do środka, nic w tej akcji nie jest tak kluczowe jak to by się ruszył i wlazł do domu. Czekaliśmy chwilę a ja uważnie się mu przyglądałem, na szczęście po minucie czy dwóch sam ruszył w stronę drzwi a na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Następnie wszedłem za nim i młodym, zdjąłem kurtkę i zawiesiłem ją na wieszaku. Na jego słowa usiadłem w salonie na kanapie dając Changho siatkę z zakupami.
    -Oj nie marudź, nie sprawiasz nam tym problemu, więc co ci szkodzi wypić z nami herbaty?- Powiedziałem do niego z niby to miłym uśmiechem po czym poklepałem miejsce obok siebie.
    -A tak po za tym to dalej nie wiem jak się nazywasz.- Dodałem szybko. No przecież skoro mam udawać miłego to nie mogę ciągle wołać na niego "Wiewiórka", ma przy mnie zostać a nie uciec w podskokach. No chociaż potem kto wie czy właśnie tak nie będzie.. Mimowolnie na te myśli uśmiechnąłem się z satysfakcją, po chwili ruszyłem do kuchni wyjmując kilka paczek ciastek i wykładając je na talerzyki, no po drodze sam zgarnąłem kilka. Następnie znów udałem się do salonu z ciastkiem w gębie, stawiając talerzyki na stole.
    -Zaraz będzie herbata, częstuj się.- Dodałem ładnie siadając obok, boże ty to widzisz i nie grzmisz, tak bardzo się poświęcam by dostać to czego chcę. Jak nigdy po prostu! Za to powinieneś sprawić bym żył wiecznie!

    Sugusiek

    OdpowiedzUsuń
  25. [Pewnie, że chciałabym jakiś wątek.
    Sama pierwszy raz piszę taką postacią, dlatego nie za bardzo mam pewność, czy będę potrafiła jej sprostać, ale jak nie spróbuję to się nie dowiem ;)
    Niestety nie mam jeszcze pomysłu jak można by połączyć nasze buźki.
    I jeejku, czemu Jimin jako striptizer to takie realistyczne ;;;]

    Jieun

    OdpowiedzUsuń
  26. [No wiem, cnie~ ❥]

    - Ah, nie ma za co! - powiediałem, machnąwszy jedną ręką, a drugą mając w tylnej kieszeni spodni.
    - No, ale... ugh. - Uibong założył ręce na piersi i nadął policzki. Uśmiechnąłem się pod nosem na ten widok i wróciłem wzrokiem na chłopaka.
    - No dobra... To jakbyś czegoś potrzebował, wiesz, gdzie zapukać. - powiedziałem z lekkim uśmiechem i pożegnałem się z chłopakiem. Myślę, że nie będę żałował, że w ogóle się poznaliśmy. Wydawał się całkiem w porządku.

    W sobotę nie robię nic. Trzy lata temu mogłem o czymś takim tylko marzyć. Gdyby ktoś mi w tedy powiedział, że tak będzie, kazałbym mu puknąć się w czoło młotkiem.
    Westchnąłem, wyciągając nogi na fotelu w tym naszym ala saloniku. Jeszcze gdybym mógł siedzieć tu teraz z bliźniaczkami i Uibongiem, to byłoby wręcz idealnie. Ale cóż. Junior został u kumpla na noc, a dziewczyny mają swój lepszy, większy dom. Aczkolwiek jak ostatnio rozmawiałem z Haną przez telefon, to mówiła, że obie tęsknią, tylko Nana nie potrafi tego powiedzieć wprost.
    Ale tak też jest ok.
    Żadnego dymu. Nikt nie krzyczy. Jest ciepło, wygodnie, przyjemnie. Jest dobrze. Nigdy jeszcze nie było tak dobrze.

    Rice Cake Lover ❤

    OdpowiedzUsuń
  27. [ Jimin... Ah, Jimin to jak zwykle postać ciekawa i barwna. xD Można by było jakiś wąteczek szrajbnąć, a na pana "roboczego" czekam niecierpliwie. ;3; ]

    EunBi

    OdpowiedzUsuń
  28. [Tae drży u.u]

    Aż mnie zatkało gdy zobaczyłem jego reakcję na moje słowa. Nie spodziewałem się czegoś podobnego, chociaż może powinienem wyciągnąć jakieś wnioski z tego, co do tej pory widziałem i się domyślić, ale nawet nie pomyślałem o tym, że no... Zareagowałby w aż tak mocny sposób. Może to dlatego, że nie byłem już przyzwyczajony do obecności osób wrażliwych, szczerych i miłych. Odkąd zacząłem pracować, mój pogląd na świat kompletnie się zmienił i sam już nie wiedziałem, czy na lepsze, czy na gorsze, ale w gruncie rzeczy kiedyś byłem trochę taki, jak ten chłopak, chociaż przecież nawet go nie znałem i opierałem wszystkie swoje przemyślenia głównie na wrażeniu, jakie mi zostawił. To, jak spuścił wzrok i zaczął mnie niemrawo przepraszać za co, co tak naprawdę nie było problemem, tylko ja złośliwie sprawiłem, że tak wyglądało... Widziałem, jak bardzo przykro mu było i to czymś we mnie mocno ruszyło. Wyglądał jak jakiś pokrzywdzony dzieciak i zobaczyłem w nim samego siebie, skulonego i zasmuconego ilekroć moi rodzice karcili mnie za moje zachowanie. Nie mogłem uwierzyć, że zrobiłem właśnie dokładnie to samo, co kiedyś oni, za co ich kiedyś nie znosiłem. Kuźwa, zachowałem się okropnie, a on wcale na to nie zasługiwał. Powinienem nauczyć się nad sobą panować i od teraz bardziej uważać na to, co przy nim mówię bo miałem wrażenie, że nawet gdybym przez przypadek palnął coś głupiego i zrobił mu tym przykrość, źle by się to skończyło. No naprawdę, on mnie do siebie przyjmuje, a ja go tak paskudnie traktuję...
    Nie zdążyłem jednak jakkolwiek zareagować, bo zdarzyła się kolejna dziwna dla mnie rzecz. Naprawdę miałem wrażenie, że wszedłem do jakiegoś zaczarowanego domu z bajki i że ten chłopak faktycznie był jakąś dobrą wróżką, bo wszystko było takie niecodzienne dla mnie. Lekko zaskoczony, podążyłem wzrokiem za rudym króliczkiem, który pojawił się tak jakby znikąd. Chłopak wziął go na ręce, zwierzak spojrzał na mnie, podczas gdy wciąż przyglądałem mu się, nieco zagubiony, a wtedy chłopak zaczął do niego mówić. I mrucząc tak pod nosem, zaczął szukać po całej kuchni jedzenia dla niego, aż usiadł na blacie żeby go nakarmić. Nie wiedziałem dlaczego, ale cały czas się na niego uważnie patrzyłem. Znowu wyglądał jak dzieciak i... było to cholernie urocze. On, ogółem, był bardzo uroczy, jak z takim zaangażowaniem opiekował się swoim zwierzakiem, który w sumie wydawał mi się bardzo do niego pasować. To sprawiło, że poczułem się jeszcze gorzej z samym sobą, bo jak nawet mogłem powiedzieć komuś takiemu coś niemiłego? Nie byłem najbardziej wytrzymałą osobą jeśli chodzi o wyrzuty sumienia, więc musiałem szybko coś z tym zrobić.
    - Nie masz za co przepraszać - odezwałem się po chwili, chcąc tym razem uważać na swoje słowa. - To... to ja przepraszam, jesteś dla mnie bardzo miły i to doceniam, tyle że, powiedzmy, to nie mój najlepszy dzień - westchnąłem ciężko, ze zmęczeniem przesuwając palce między włosami. - Nie chciałem cię urazić. Na co dzień nie jestem takim dupkiem, naprawdę - przeniosłem wzrok z niego na zwierzaka, który chrupał marchewkę i uśmiechnąłem się leciutko na ten widok.
    - Uroczy - skomentowałem. - Jak ma na imię?

    Tae

    OdpowiedzUsuń
  29. No i w końcu usłyszałem jak moja wiewióreczka ma na imię. Uśmiechnąłem się do niego delikatnie.
    -Miło poznać.- Powiedziałem po czym oparłem się bardziej o kanapę.- Mam na imię Yoongi a mój młodszy brat to..- Nie zdążyłem nawet dokończyć kiedy młody mi przerwał.
    -Jestem Changho miło mi poznać.- Powiedział z szerokim dziecięcym uśmiechem. Niby został ulzzangiem a dalej się jak dziecko zachowuje.
    Następnie ruszyłem po herbatę i przyniosłem ja do salonu, podając ją każdemu z osobna.
    -No widzisz już nie jesteśmy nie znajomymi.- Uśmiechnąłem się złośliwie, upijając łyka herbaty. Maluch jak zwykle zajęty swoim telefonem, ciastkami i herbatą. Tylko tyle mu do szczęścia potrzebne i od razu jakby go nie było.
    -A ta mała to twoja córka czy jak?- Dodałem już z ciekawości. W tym samym momencie usłyszałem dzwonek telefonu, tym razem to na szczęście nie mój ale krasnala. Spojrzałem na niego pytająco a ten się tylko usmiechnął.
    -Muszę już iść, umówiłem się z Krisem. Jeszcze raz było mi miło poznać. Do zobaczenia!- Powiedział i wybiegł z pomieszczenia.
    -Ej.Tylko telefon odbieraj!- Krzyknąłem za nim jak jakaś opiekuńcza mama. Następnie znów przeniosłem wzrok na Jimina? Tak, Jimina i uśmiechnąłem się z bardzo usatysfakcjonowanym wyrazem twarzy.
    Tak mi przykroo... teraz to już wiewióreczko nie masz gdzie uciec...

    Sugusiek

    OdpowiedzUsuń
  30. Było już późno. Przysnąłem na tym fotelu i prawdopodobnie spałbym tak do rana, gdyby nie fakt, że obudził mnie stłumiony huk. Na początku nie wiedziałem, co się w ogóle dzieje i dlaczego śpię na fotelu zamiast w swoim łóżku, w dodatku w ciuchach. Powoli wszystko poukładało mi się w głowie, a wtedy wstałem i ziewając rozejrzałem się po mieszkaniu.
    - Uibong, to ty? - zawołałem, zaglądajac do jego pokoju, ale nikogo tam nie było. W "przedpokoju" brakowało jego butów, więc nie mógł wrócić. Ściągnąłem brwi ku sobie i powoli otworzyłem drzwi wyjściowe. Nie musiałem się nawet za bardzo wychylać, bo prawie pod samymi drzwiami leżał... ktoś. Nie wyglądał na schlanego pijaka, był dosyć drobny w porównaniu do takowego. Podszedłem do niego i, nachylajac się, rozpoznałem w nim tego chłopaka z mandarynką na głowie od królika.
    - Yah, Park Jimin. Jimin-ah! - Poklepałem go kilka razy po policzku, próbując się z nim jakoś porozumieć, ale był nieprzytomny. Wiem, że powiniwnem najpierw zadzwonić po karetkę, ale jakoś w tamtym momencie mi to nie przyszło do głowy, a ja wciągnąłem go do swojwgo domu. Położyłem go na kanapie w saloniku przyjrzałem się mu, oddychając ciężko ze zmęczenia, przerażenia i z powodu ciężkiego stanu moich płuc także.
    Chłopak miał rozciętą wargę, kilka siniaków na twarzy, a z głowy ciekła mu krew i dałbym sobie rękę uciąć, że reszta jego ciała jest równie poturbowana. Starałem się nie panikować, poszedłem do kuchni po apteczkę i szmatkę, z której później zrobiłem mu zimny okład. Zatamowałem cieknącą z głowy krew i... modlilem się, żeby żył.

    DaeHyun

    OdpowiedzUsuń
  31. [ No właśnie nie wiem jak. ;; Może... Może...
    Dobra nie mam pomysły, ale może coś przed snem mi wpadnie do głowy. ;-; ]

    EunBi

    OdpowiedzUsuń
  32. [W sumie to chętnie, bo podpatrzyłam trochę tę kartę w budowie i ta postać mnie zaciekawiła. Do tego z Jiminem masz dużo wątków. I z tą nową postacią mam jakiś pomysł, ale podzielę się z tym, jak ją opublikujesz. XD]

    Miyoung

    OdpowiedzUsuń
  33. Ten dzieciak nigdy nie kończył mnie zaskakiwać. I nie mam pojęcia dlaczego nazywałem go w swojej głowie dzieciakiem, ale po prostu przez swoje zachowanie i swój sposób bycia na takiego właśnie mi wyglądał. Nie spodziewałem się, że tak szybko poprawiłby mu się humor, więc jego szeroki, uroczy uśmiech nieco mnie zbił z tropu gdyż spodziewałem się, że musiałbym nieźle się postarać, aby nie było mu już z mojego powodu przykro. No cóż, widocznie mało brakowało mu do szczęścia, a ja uważałem to zdecydowanie za bardzo pozytywną cechę. Mało znałem takich ludzi, jeśli nie prawie w ogóle. Wszyscy dookoła mnie tylko brali udział w tym gównianym wyścigu szczurów i chcieli więcej, cały czas więcej, nie doceniając chwili obecnej. Fakt, nie miałem kogoś, kto by się mną zatroszczył, ale sam troszczyłem się już dwoma osobami. Jego babcia miała rację.
    Spojrzałem na podanego mi zwierzaka i niepewnie wziąłem go w chłodne, jeszcze lekko drżące dłonie. Przez moment patrzyłem po prostu na tą rudą kulkę, trochę zdezorientowany takim potokiem spraw, ale wreszcie trochę niechętnie posłuchałem wskazówki chłopaka i wziąłem do ręki kawałek marchewki, następnie podsuwając ją królikowi pod pyszczek. Gdy ten zaczął ją zabawnie chrupać, uroczo marszcząc przy tym nos, uśmiechnąłem się delikatnie sam do siebie. Muszę przyznać, to trochę poprawiło mi humor. Zwierzak wygodnie usiadł na lekko naciągniętym na moje uda swetrze, prawdopodobnie czując zapach swojego właściciela i w ten sposób się uspokajając.
    Podniosłem powoli wzrok na chłopaka, gdy ten przyglądał się swojemu zwierzątku. Szczerze powiedziawszy, obecność kogoś takiego było dość miłą odmianą, chociaż na ten jeden dzień, parę chwil. Wydawał się on niemalże należeć do zupełnie innego świata, niż tego mojego, gdzie nikt nie jest dwulicowy, tylko szczery i sam z siebie pogodny. Mój wzrok samoistnie ponownie padł na jego lodówkę, ozdobioną najprzeróżniejszymi drobnostkami.
    - To rysunki twojego brata? - zapytałem, głaszcząc lekko w międzyczasie Miso.

    Tae

    OdpowiedzUsuń
  34. Kiedy byłem w kuchni i szukałem apteczki, z saloniku dobiegł mnie krzyk chłopaka. Tak mnie to zaskoczyło, że walnąłem głową w sufit szafki, a z blatu pospadało kilka nieumytych sztućców. Wynużyłem się spod szafki z sykiem masując tył głowy. Po chwili wstałem i poszedłem do saloniku.
    - Oh, Jimin-shi, żyje-- znaczy, um... - podszedłem do niego i kucnąłem przed nim. Musiało się zdarzyć coś strasznego. - Yah, już w porządku. Możesz się położyć, wyglądasz nienajlepiej. - powiedziałem podnosząc się i kładąc jednocześnie chłopaka z powrotem na kanapę. - Leż spokojnie, przyniosę apteczkę. - powiedziałem kładąc mu z powrotem szmatkę na czole i zniknąłem za drzwiami kuchni. W końcu znalazłem apteczkę na szafce wiszącej na ścianie. Wziąłem ją w ręce i poszedłem z powrotem do saloniku.
    - Potrzebujesz tabletki przeciwbólowej? - to było raczej pytanie retoryczne, ale z grzeczności i dla pewności warto takowe zadać. Nie pytałem, co się stało i na pewno już nie zapytam. Nic miłego go nie spotkało, więc po co to wyciągać?

    DaeHyun

    OdpowiedzUsuń
  35. Uśmiechnąłem się do niego, słysząc podziękowanie, a potem powoli uśmiech z moich ust zniknął. Popatrzyłem na chłopaka i wyciągnąłem z apteczki jakieś tabletki.
    - Wiesz, usłyszałem tylko hałas na dworze, więc poszedłem sprawdzić, co się stało. - powiedziałem, wyciągając jedną tabletkę leku, wstałem, poszedłem di kuchni po szklankę z wodą i wróciłem, co zajęło mi może kilka sekund. Mieszkanie nie jest duże.
    - Otwieram drzwi, patrzę, a tam zamiast wycieraczki leżysz ty... - udałem bardzo zaintrygowanego takową podmianką. Przyklęknąłem obok kanapy, podałem chłopakowi tabletkę do ust, a następnie pomogłem napić się wody.
    - No i pomyślałem sobie, że jak już faktycznie tak bardzo chciałeś zobaczyć, jak mieszkam, to cię zaproszę. - wzruszyłem ramionami, odsuwając się kawałek w tył. - Masz gdzieś jeszcze jakieś rany otwarte poza twarzą? Kiedy byłeś nieprzytomny, wolałem cię nie rozbierać. - przyznałem, wykrzywiając twarz, przekazując tym samym, że byłoby to trochę dziwne i nie namiejscu.

    DaeHyun

    OdpowiedzUsuń
  36. Kiwnąłem głową, kiedy stwierdził, że nigdzie prawdopodobnie nie ma więcej ran. To dobrze. Zamknąłem apteczkę i postawiłem na stoliku. Samemu usiadłem obok kanapy, przyciągająckolana do piersi i owinąłem je rękoma. Przez chwilę po prostu się mu przyglądałem, a potem usłyszałem, jak przeprasza. Zmarszczyłem brwi, zdziwiony.
    - Za co? - zamrugałem kilkakrotnie. - Nic mi przecież nie zrobiłeś. - mruknąłem, przekrzywiając głowę na bok. W końcu pomyślałem, że chyba wiem, dlaczego przeprosił. Uśmiechnąłem się, schylając głowę na moment, a potem znowu spojrzałem na niego z uśmiechem.
    - Jeśli chodzi o to, że ci głupio, bo jesteś w moim domu, a ja cię nie zapraszałem, to wyluzuj. - zaśmiałem się. - Nikomu nie przeszkadzasz, mój brat wybył, a ja do tego stopnia się nudziłem, że zasnąłem w ubraniach na fotelu. - zmarszczyłem nos na moment. I wtedy do głowy wpadła mi inna myśl, przez którą moje brwi podskoczyły pod samą grzywkę.
    - Omo. A może ty się mnie boisz? - zaraz znowu się uśmiechnąłem szeroko. - No to faktycznie miałbyś czego. Jestem taki groźny, że mógłbym normalnie... Zaprzytulać na śmierć, tak. Tortury pierwsza klasa, by Jung Daehyun. Poncjusz Piłat powinien się ode mnie uczyć, co nie? - zaśmiałem się cicho.

    DaeHyun

    OdpowiedzUsuń
  37. W sumie nie wiem, dlaczego się o to dopytałem i po co okazałem ochotę do nawiązania rozmowy, ale tak jakby czułem, że on nie zasługiwał na takie typowe dla mnie, chłodne traktowanie. Przecież siedziałem u niego, ogrzewałem się jego swetrem i już parę razy sprawiłem mu przykrość, po prostu... Był taki inny od wszystkich ludzi, których znałem i to mnie najbardziej gubiło, bo nie miałem pojęcia jak powinienem się przez to zachowywać. Wydawało mi się, że widziałem w nim iskierkę czegoś lepszego i przypominało mi to czasy, kiedy wierzyłem w dobro obecne w każdej osobie - ale było to po prostu głupie i śmieszne, bo znaliśmy się od pół godziny, może mniej? W gruncie rzeczy, nie powinienem się nawet przejmować takimi rozmyślaniami bo dam głowę, że go nigdy więcej nie zobaczę. To wszystko to jeden, głupi przypadek, przez który czuję się niezręcznie, on prawdopodobnie także.
    - Wcale nie aż tak bardzo - skomentowałem, spoglądając w dół, na śpiące u mnie zwierzątko. Niepewnie podrapałem je pomiędzy uszami. - Chyba do ciebie pasuje - podniosłem ponownie na niego wzrok. No dobra, to było trochę dla mnie dziwne. W przeciągu ostatnich paru minut wszystko stało się okropnie dziwne, ale przecież nie powiem mu tego, bo jeszcze mnie źle zrozumie i się urazi. Bo dla mnie to "dziwne" wcale nie równało się ze "złym". Taa, gdyby tylko wiedział, czym ja się tak konkretnie zajmuję, od razu zmieniłby zdanie co do tego, kto ma tutaj upokarzające zajęcie...
    Niestety, ruda kulka, której zaledwie przed chwilą udało się zasnąć, prędko została obudzona przez to, że mnie ponownie ścisnęło w żołądku, przez co odruchowo zgiąłem się w pół, uważając jednak przy tym, aby nie wyrządzić zwierzątku krzywdy. Z ust wydostało mi się niezadowolone mruknięcie, gdy powoli powracałem do wyprostowanej pozycji i jedną dłonią głaskałem to miękkie futerko, żeby uspokoić pupila. Nie musiałem nawet spojrzeć na chłopaka by wiedzieć, co sobie teraz myślał. Wziąłem głęboki oddech i przez moment nic nie mówiłem, ale po jakimś czasie wreszcie się poddałem. Z wyrzutami sumienia będę się gryzł jutro, na razie niezbyt uśmiechał mi się pomysł, aby trafić do szpitala przez to, że nie chcę nic wziąć do ust.
    - Uhm, może... - zacząłem niepewnie, bo głupio mi było pokazywać mu, że jednak przekonałem się do jego pomysłu. - Chyba masz rację. Może... Zrobiłbyś mi tą sałatkę? - spojrzałem na niego, zaciskając usta w cienką linię. - Proszę.

    Tae

    OdpowiedzUsuń
  38. Poczułem lekka ulgę gdy się dowiedziałem że to nie jest jego córka, albo w sumie niezły nius byłby z tego. No nie dość że męska striptizerka i chuj wie czy nie przy okazji prostytutka i jeszcze by bachorka miał. No ja osobiście bym na tą wiadomość jebnął i nie wstał przez najbliższe dwadzieścia minut ze śmiechu. Następnie spojrzałem na niego z poważną miną, zareagowałem trochę jak mój pies gdy usłyszy komendę, a tak po za tym to ciekawe gdzie jest? Westchnąłem po czym podszedłem do drzwi wyjściowych od razu je zamykając. Odwróciłem się sprawnym ruchem, następnie gwizdnąłem a Hachiman momentalnie znalazł się przy mojej nodze. Na mojej twarzy pojawił się zadowolony uśmiech.
    -Nie musisz się jeszcze zbierać, jak bardzo chcesz Hachiman może się ładnie tobą zaopiekować, więc jakby co radziłbym zakryć swoją tchawicę..- Mruknąłem z uroczym uśmieszkiem w jego stronę, niedługo to mnie za psychopatę wezmą ale z tego powodu bym się nie zdziwił. Chociaż jakby mój maluch odgryzł mu tchawicę to musiał bym go odciągnąć od kanap bo mi je ujebię, nie nie nie! Chwila! Mój biały dywan poszedł by w pizdu! Ehh jednak muszę uważać na to gdzie i kiedy Hachiman ma atakować. Przekrzywiłem na bok uroczo główkę po czym powolutku zacząłem iść w stronę rudej. Usiadłem obok niego, obejmując ramieniem a piesio na wprost niego. Jednak opłacało się wydać pieniądze na szkolenie tego małego demona.
    -Jesteś na sto procent pewny że nie chcesz skorzystać z mojej propozycji?- Mruknąłem mu do ucha.

    Sugusiek

    OdpowiedzUsuń
  39. Uśmiechnąłem się blado gdy chłopak zgodził się spełnić moją prośbę, w dodatku z takim entuzjazmem. Może nie do końca było to po mnie widać, ale naprawdę byłem mu wdzięczny, mimo tego, że na początku w ogóle nie prosiłem o jego pomoc, chciałem ją odepchnąć i uważałem go tylko za kolejny z moich wielu problemów tego dnia. Teraz jednak byłem w stanie spojrzeć na to wszystko pod innym kątem i może przez to, co chłopak wcześniej powiedział - to o tym, że niektórymi, nawet nieznajomymi, osobami trzeba się opiekować, bo mogą nie mieć nikogo, kto by to dla nich robił - pozwoliłem sobie w tym momencie na bycie tym słabszym, co naprawdę było czymś wielkim. Na porządku dziennym coś podobnego było nie do pomyślenia, czysta abstrakcja; wystarczył jeden dowód jakiejś mojej słabości, abym został ostro skrytykowany i zmieszany z błotem, możliwe, że jeszcze z jakimś nieprzyjemnym odbiciem na psychice. Najlepszym rozwiązaniem na to było udawanie stalowej pewności siebie i spychanie wszelakich uczuć na bok, bo nie były mi one potrzebne. Wyrzucałem je do kosza, a na mojej twarzy odpowiednio pojawiały się tylko ślady po nich, gdy akurat fotograf czegoś podobnego ode mnie wymagał.
    Ze swojego miejsca skrupulatnie obserwowałem to, co robił chłopak, bo mimo tego, że zgodziłem się na tą małą odskocznię od własnych zasad zawodowych oraz moralnych, wciąż chciałem uważać na to co jadłem i wolałem go pod tym względem sprawdzać. Pewnie nie wyglądałem teraz dość miło, jak tak kontrolowałem wzrokiem każdy jego ruch, no ale. W życiu czasami trzeba poradzić sobie bez zbędnych grzeczności.
    Zauważyłem, jak w pewnym momencie się zatrzymał w tym, co robił, a następnie odwrócił do mnie przodem. Spojrzałem mu w twarz, nieświadomie wciąż głaszcząc jego pupila, ale jednak pokiwałem z zaprzeczeniem głową. Znając siebie, już za taką durną, zwyczajną sałatkę zadręczałbym się dość długo, a gdybym jeszcze dodał do tego więcej niezbędnych kalorii - nawet nie chciałem myśleć o tym, jak wielkie poczucie winy zżerałoby mnie w tym przypadku. Westchnąłem cicho.
    - Warzywa wystarczą, dziękuję - odpowiedziałem, dość marnym tonem. - Muszę ściśle przestrzegać diety - dodałem po paru chwilach na swoje usprawiedliwienie i może jako wyjaśnienie dla niego tej całej sytuacji, bo w sumie on tak bardzo chciał mi pomóc, a nawet nie wiedział, z czym miał do czynienia. W lekkim niezadowoleniu ścisnąłem usta w cienką linię.

    Tae

    OdpowiedzUsuń
  40. [Sorka że dopiero teraz, ale kminie nad wątkami u innych i ledwo już myślę. Dlatego wybacz że tak krótko ;-; <3]

    Spojrzałem na niego ze zdziwieniem. Jak to kurwa nie chcę? A jak mi dają kolejną działkę do sprzedania to też mam kurwa powiedzieć że nie chcę?!! No szlak mnie jasny trafi i chuj bombki strzeli.
    Pierdolenie, ja całe życie nic nie chcę a jakoś kurwa ciągle muszę wszystko robić, bo tutaj nic za darmo nie jest.
    -W sumie to już nie pytam cię o zdanie..- Mruknąłem, na granicy tego by mu nie wyjebać i nie zmusić siłą do tego. Spokojnie.. wdech i wydech.
    -Ja chcę a ty musisz i tyle w temacie.- Powiedziałem stanowczym głosem uważnie się mu przyglądając. Ja przepraszam bardzo ale u mnie nie przejdzie słodka minka, płacz czy chuj wie co tam jeszcze by sobie wymyślił. Następnie ładnie się przekręciłem by po turecku usiąść do niego przodem, podniosłem rękę by chwycić go za podbródek.
    -Teraz należysz do mnie...- Powiedziałem z kłamliwym i wrednym uśmiechem. Po chwili zacisnąłem mocniej rękę na jego twarzy i pociągnąłem ją do siebie. Zatrzymałem się dosłownie tak by jakiś centymetr dzielił nasze twarze. Uśmiechnąłem się leciutko po czym po prostu z ciekawości go pocałowałem, no bo jeśli to prawilna dziewica to trochę chujowo będzie z całowaniem a jeżeli nie to już wprawiony będzie. Tsaa ta moja ciekawość nigdy nie zna granicy, no ale cóż bez tego nie byłoby tak zabawnie! Pierw cmoknąłem go w usta i odsunąłem się troszeczkę, by sprawdzić czy jest jakaś reakcja a następnie od razu pogłębiłem.

    Zielony Potworek

    OdpowiedzUsuń
  41. Widziałem wyraźnie że się boi i gdyby mógł to już dawno by mi zaczął tutaj szlochać i drzeć mordę z przerażenia, ale jako grzeczne zwierzątko tego nie zrobił. A mam nawet niusa! Zaczął oddawać pocałunki, co szczerze bardzo mnie zaskoczyło. No bo normalna reakcja byłaby taka że albo by mnie odepchnął albo ugryzł w język, no po prostu wszystko byle by nie być całowanym. A jak na męską striptizerkę to powiem że się nieźle spisał, więc gdyby nie to co robi i fakt że jest dla mnie jak nowa zabawka to EWENTUALNIE mógł bym rozważać opcję na coś grubszego. Sorry nie tym razem, jak na razie to muszę się wysilić i szukać jakiś argumentów bo tak to chuja będę miał a nie wiewiórę tańczącą w domu. Spojrzałem trochę pytająco na jego pytanie, w sumie to nie wiedziałem o co pyta a jakoś głowy dzisiaj do kalkulowania każdego mojego słowa nie miałem.
    -Pytasz o to dlaczego musisz dla mnie tańczyć czy o to że dlaczego należysz do mnie?Albo o to że cie pocałowałem?- No co? Sory gdyby wyrażał się jaśniej to bym wiedział o co chodzi no a tak to dupa. Wiedziałem że coś marnie u niego z odpowiedzią na to, więc najlepiej będzie jak odpowiem na wszystkie trzy.
    -Odpowiedź na pierwsze jest taka że robisz to zajebiście i mi się podoba, a niestety nie mam żadnej rozrywki w domu. Na drugie mogę dołączyć się do pierwszego, po prostu chujowo siedzieć samemu w wyjebanym domu a tak to będę miał z kim się pobawić...- Powiedziałem po czym wziąłem głębszy oddech.- No a to przed chwilą to tak z ciekawości, w sumie widzę że wprawiony jesteś.- Zrobiłem wredny i bardzo podejrzliwy wyraz twarzy. Słuchajcie, ja jestem wręcz pewny że dziewicą nie jest! Żadna dziewica tak nie całuje a to sprawia że jest to jeszcze bardziej interesujące.
    Oparłem się o kanapę pierw patrząc w sufit a potem na niego, nie lubiłem gdy ktoś odwracał ode mnie wzrok, więc chwyciłem go za włosy przybliżając do mnie i obracając tak by patrzył na mnie a nie chuj wie na co.
    -W sumie to niczego sobie ta mała....- Mruknąłem w jego stronę z kamienną twarzą.- Jesteś pewny że nie chcesz tego zrobić? Zawsze mogę się nią dobrze zająć.- Powiedziałem z wrednym uśmiechem.

    Zielony Potworek

    OdpowiedzUsuń
  42. Widziałem tą niepewność w jego wyrazie twarzy a to tylko sprawiało że jeszcze bardziej chciałem by się zgodził. Szkoda by było żeby takie ciało zmarnowało się dla jakiś starych mocherów a ja zasługuje na to bardziej. Uśmiechnąłem się lekko.
    Spojrzałem na niego uważnie się mu przyglądając i z szerokim uśmiechem dodałem.
    -Tak tylko tańczyć.- Szczerze? To kto jest takim popierdolonym idiotą by wierzyć w jakiekolwiek moje słowa? No proszę was to na sto procent nie skończy się tylko na tańczeniu, przynajmniej nie w moim przypadku, a w życiu!
    -Szczerze to mam to gdzieś czy to dziecko czy nie..- Dodałem by rozmyć wszelkie jego wątpliwości, ja mogę wszystko na co mam tylko ochotę a on... no właśnie on niestety nie ma innego wyboru i to już było przesądzone gdy tylko spotkał mnie w tym klubie.

    Zielony Potworek

    OdpowiedzUsuń
  43. No proszę jaka posłuszna i grzeczna wiewióreczka... chyba od dzisiaj zacznę tak na życie zarabiać bo genialnie mi wychodzi wykorzystywanie ludzi! No lepszego wyzyskiwacza ode mnie nie znajdziesz w całej korei! Kurdę ja to bym się na hazard nadał albo coś w tym stylu, zbijał bym wtedy miliony!
    Spojrzałem na niego z zaciekawieniem, stawia mi warunki? Jak będę chciał to zrobię to co chcę i kiedy chcę bez jego interwencji w to.
    -Nie lubię wymówek..- Dodałem wygodniej układając się na kanapie, wyciągając fajki z kieszeni i odpalając jedną mocno się zaciągając.
    -Chcę wiedzieć o każdej godzinie twojej pracy, jak masz grafik czy coś w tym stylu to masz mi go przekazać, dodatkowo będziesz miał mój numer więc będziesz musiał mnie tak czy siak o wszystkim informować a po swojej pracy przychodzisz prosto tutaj, a jak będę za długo musiał czekać to wiedz o tym że będę czekał pod klubem.- Powiedziałem w jego stronę, nie moja wina ja po prostu chcę mieć go na każde zawołanie.
    -A teraz daj mi telefon zapisze ci numer.- Dodałem wyciągając dłoń w jego stronę, widziałem że jeszcze się strasznie waha ale ja nie będę milusi, będę najgorszym skurwielem jeżeli ma to poskutkować.
    -Zawsze masz wybór albo to, albo nie masz już życia a mała dziewictwa...- Mruknąłem z uśmiechem.

    Zielony Potworek

    OdpowiedzUsuń
  44. Ja w tego dzieciaka kompletnie nie wierzę, jak można się tak zaharowywać? Ja już dawno bym jebnął i nie wstał, po prostu by mi się kompletnie nie chciało.
    W sumie urodziłem się leniem z ogromną inteligencją i zdechnę leniem. No dobra może czasem coś posprzątam albo ugotuje, ale po za tym to oprócz spania jedzenia i mycia się to w domu nie robię nic. Zaciągnąłem się głęboko wypuszczając dym, następnie robiąc z niego kółka. Z westchnięciem odłożyłem fajkę na popielniczce i wstałem z miejsca. Poszedłem w stronę szafeczki gdzie w szufladzie były wszystkie jakieś biurowe bzdety. Chwyciłem za kartkę i długopis po czym wróciłem na swoje miejsce kładąc rzeczy na stoliku blisko wiewiórki a psa przegoniłem by sobie gdzieś poszedł.
    -Napisz mi kiedy pracujesz, gdzie w jakich godzinach i jeszcze daj numery.- Dodałem znów sięgając po fajkę, jeżeli myślał że tak łatwo odpuszczę to się myli, ja muszę mieć wszystko dokładnie sprawdzone a jak wiewióreczka mi skłamie to się nim już ładnie zajmę. Nie żebym miał zamiar go skrzywdzić czy coś ... w sumie kogo ja oszukuje? To oczywiste że o to mi chodzi, no a zaraz będę miał dość ładne przedstawienie.. Zgarnąłem kubki które były już puste i poszedłem nalać soku młodemu a drinka sobie. No przecież powinienem być ładnie gościnny co nie? To chociaż picia mu przyniosłem.
    -Masz..- Mruknąłem do niego, podając mu szklankę.
    Widziałem że jego mina była coś nie pewna, więc lekko się uśmiechnąłem z prychnięciem.
    -Przecież cię nie otruję, nie jestem jakimś seryjnym mordercą.- Dodałem już z rozbawieniem.

    Zielony Potworek

    OdpowiedzUsuń
  45. [Aww <3 Naturalny Jiminek <3 <3]

    Położyłem na stole przed nim szklanke a sam grzecznie usiadłem z kompletną obojętnością na kanapie.
    -Spoko, nie to nie.- Powiedziałem trochę bardziej jakby fochniętym głosem, no bo niby ja? Its mi miałbym go otruć ? Nie niedorzeczność jakaś! Ehh za dużo youtuberów, to się źle kończy.
    Patrzyłem na tą kartkę co ładnie wszystko pozapisywał ale jakoś czegoś mi brakowało, widać było już że coś próbował napisać ale jednak się rozmyślił tylko na co czekał? Jak na zbawienie to sory nie tutaj dwa przystanki dalej jest kościół jakby ktoś potrzebował zbawienia, egzorcyzmów czy seksu za free.
    Upiłem łyka alkoholu i spojrzałem na niego z miną "Are you fucking kidding me?"
    -A wyglądam na jakąś miłą starszą panią z ulgami na koncie? Nie? No właśnie, nie pytaj się mnie głupio. Masz zapisać każdy adres i chuj mnie obchodzi ci to się podoba czy nie.- Powiedziałem w jego stronę zdecydowanym głosem. Jeżeli chodzi o stare mochery to pewnie sprawa toczy się w okół tej co małego potwora zabrała. No kurwa jakbym chciał to i bez jego zajebanego adresu znalazł tą małą i zajebał na miejscu albo sprzedał na prostytucję, wiele hajsu by mi zapłacili za jej dziewictwo.... nie taki zły pomysł.
    -Tak po za tym to ile ty masz lat?- Dodałem, no bo jak mi jebnie siedemnaście to będę miał przejebane. W tych czasach to nawet mają wyjebane na wiek jak do pracy przyjmują, więc lepiej się upewnić. Już raz odpowiadałem za molestowanie które było u mnie w domu ale kurwa mnie jakimś chujowym trafem w nim nie było, powtórki z rozrywki to ja nie potrzebuję. Changho chyba znowu przez tydzień by paszczy do mnie nie odezwał.
    Na samą myśl aż mi się nudno robi, nagle sięgnąłem do kieszeni bo zaczął dzwonić telefon. Patrze a kto to ? No nikt inny jak Ryu, a znając życie jak oleje jego połączenie to zadzwoni Tetsu. Pierdolę jak mi się nie chcę.
    W końcu odebrałem, rozdrażniony że akurat w tym momencie zachciało im się dzwonić.
    -Czego chcesz?-Warknąłem oschle przez słuchawkę.
    -Yo~ Suguś wyjdziemy gdzieś jutro? Proszę!- Usłyszałem donośny głos w słuchawce.
    -Co? Po co? Nie chcę mi się, zajęty jestem po za tym.- Dodałem patrząc na wiewiórę który chyba przygasł jak tylko usłyszał telefon. Klepnąłem go w ramię i pokazałem że ma pisać.
    -No jak to po co? Jutro jest nasza trzecia rocznica! Musimy się spotkać!- O jak mi przykro zapomniałem o tym. Dzisiaj jestem jak baba z okresem radzę dać mi spokój.
    -Chuj mnie obchodzi nasza rocznica, pojebało cię? Powiedziałem że nigdzie kurwa nie idę!- Warknąłem od razu się rozłączając, telefon kładąc na stoliku. Zachciało się obchodzenia kurwa rocznic, wystarczy że widzę jego mordę pięć razy w tygodniu, więcej mi nie trzeba. Tak wiem jestem cwelem, no ale nic nie poradzę że nic nie czuję.
    Nie kocham go, nawet nie lubię.. może kiedyś ale nie teraz. Więc sory ale ja odpadam co najmniej na całe życie z świętowaniem jakichkolwiek uroczystości. Oparłem się łokciami na kolanach, przecierając dłońmi twarz aż mnie łeb rozbolał.

    Zielony Potworek

    OdpowiedzUsuń
  46. Przekręciłem głowę w jego stronę z miną typu "Weź najlepiej się nie odzywaj." Nie mam już siły na rozmowy, ten idiota zawsze mi rozpierdoli humor teraz to bym tylko jebnął się spać albo po drodze sięgnął do szafeczki i coś wciągnął. Aż łeb mnie rozbolał, wszyscy zawsze trują mi dupę a ten gnojek jeszcze się wtrąca tam gdzie kurwa nie powinien.
    -Wiesz o tym że chuj cię powinno to obchodzić? Matka cię nie nauczyła że się nie wpierdala do innych?!- Warknąłem oschle, co prawda nie była to jego wina że już mnie kurwica brała ale po prostu inaczej się nie da. Zobaczyłem że skończył, więc zgarnąłem kartkę przeglądając ją, zaginając i chowając do portfela. No muszę gdzieś to mieć przy sobie bo inaczej zgubię. Widziałem że jednak się wystraszył a ja go kurwa pocieszać tu nie będę jak mi się rozbeczy. Wstałem i potargałem mu włosy.
    -Tylko mi nie rycz.- Dodałem obojętnym wzrokiem i tonem. Następnie na raz wyjebałem całą szklankę z drinkiem po czym stwierdziłem że chyba wyjebie dzisiaj całą butelkę.
    - Mój chłopak to idiota, po za tym masz lepszy sprzęt od niego.- Powiedziałem już z lekkim rozbawieniem. Sory jestem bezpośredni, taki już się urodziłem.

    Zielony Potworek

    OdpowiedzUsuń
  47. Ja naprawdę nie miałem zamiaru doprowadzić go do płaczu, chciałem się tylko trochę podroczyć, po wkurwiać czy coś w ten deseń a ten siedział zapłakany i przerażony. Nie myślałem że ma aż tak słabą psychikę, no bo skoro pracuje w takich miejscach to powinien być przyzwyczajony i dodatkowo mieć mocne nerwy a ta wiewiórka przede mną była jak przerażony szczeniak. Coś jednak tak czy siak jest nie tak. Chwila że co on powiedział? Wybacz mały króliczku ale niestety ja mam dla ciebie inne plany na dzisiaj i ty niestety masz przejebane do końca swojego zasranego życia, albo końca mojego no jedno z dwóch. Bo albo ja pierdolnę w kalendarz a on popełni samobójstwo i tyle w temacie.
    Chwyciłem za flaszkę wódki którą podajże przyniosłem wcześniej.
    -Nie możesz, dopóki nie zatańczysz.- Powiedziałem oschłym głosem, sorry nie mam humoru jest mi nudno a moja jedyna rozrywka chce sobie już ode mnie uciec no nie ma kurwa bata! Chwyciłem drugą ręką pilot od wierzy i włączyłem muzykę. Widziałem że jeszcze siedzi na miejscu.
    -Na co jeszcze czekasz, ja kurwa nie żartuję.- Warknąłem już podirytowany, następnie odkładając pilota. Odkręciłem zakrętkę i wypiłem z gwinta jakże zacną moją przyjaciółkę wódkę na wszystkie smutki. Jestem pierdolonym skurwielem i nikt nic na to nie poradzi.

    Zielony Potworek

    OdpowiedzUsuń
  48. Z jakiegoś powodu na moment poczułem się tak, jakby w tym miejscu żaden z moich problemów absolutnie się nie liczył. Może to ten wiecznie miły sposób, w którym chłopak się do mnie odnosił, lub ten przyjazny uśmiech, który nie schodził mu z twarzy i wyglądał dokładnie tak, jakby mnie znał już od długiego czasu. Fakt, było to dla mnie dziwne i z jednej strony dość niezręczne, ale mimo wszystkiego raczej wolałem to od ludzi, z którymi przebywałem codziennie. Zwyczajnie nie dało się tego porównać.
    Leciutko się do niego uśmiechnąłem, a raczej ledwo co uniosłem kąciki ust do góry, gdy podał mi talerz, ale za to złożyłem dłonie i odpowiednio kiwnąłem głową w geście podziękowania, jak to było w moim zwyczaju. Zerknąłem w dół na zwierzątko i po raz ostatni podrapałem je pomiędzy uszami, zanim chłopak mi je zabrał.
    - To raczej twój zapach - odparłem, lekko naciągając sobie rękawy swetra na dłonie i wreszcie złapałem za sztućce. Spoglądając na tą sałatkę, mój żołądek chciał, abym się najprędzej na to rzucił i może jeszcze poprosił o dokładkę, ale jednak mój umysł wiedział lepiej i potrafił nad tym instynktem zapanować. Przełknąłem nerwowo ślinę, bo wciąż nie byłem stuprocentowo przekonany do tego pomysłu. Zacisnąłem usta w cienką linię i już miałem odmówić, ale wtedy spojrzałem na siedzącego na blacie chłopaka i coś w nim skłoniło mnie jednak do zrobienia tego kroku. On był dla mnie okropnie miły, i pewnie miał rację co do tego, że powinienem coś zjeść.
    Zacząłem niepewnie jeść sałatkę starając się nie myśleć o tym, że właśnie łamałem jedną ze swoich żelaznych zasad. Wiedziałem, że później poczułbym się z tym okropnie, ale przynajmniej w trakcie chciałem spróbować skupić się na czymś innym i wcisnąć w siebie tą zieleninę. Raczej nie byłem taką osobą, która by sobie wpychała później palce do gardła, nie wytrzymując z własnym poczuciem winy, bo uważałem to zwyczajnie za obrzydliwe, więc wystarczyło mi coś przełknąć, a później tego żałować. Jedząc, patrzyłem w ciszy na Miso i na to, jak królik zabawnie chrupał swoją marchewkę, żeby tylko oderwać się od własnych myśli.
    W pewnym momencie poczułem wibrację w kieszeni, a chwilę później usłyszałem dzwonek swojego telefonu. Tak naprawdę nie chciałem nawet sprawdzać, kto to był, bo nie miałem ochoty na rozmowę z żadną z osób, która mnie znała, ale jednak wyciągnąłem komórkę z kieszeni i wcale się nie zdziwiłem gdy okazało się, że był to mój menedżer. Z ciężkim westchnięciem, położyłem telefon na stole, ale nie chciałem odbierać. Rozmowa z tym człowiekiem to ostatnia rzecz, której teraz potrzebowałem, a jeśli chciał czegoś ode mnie akurat tego wieczoru, byłoby ze mną bardzo źle, bo ledwo co potrafiłem utrzymać się na nogach, a co dopiero spełniać jego seksualne zachcianki. Miałem dzień wolny, więc teoretycznie nie powinien do mnie dzwonić, ale skoro to robił to znaczyło, że to było coś poważnego.
    Ale ja to miałem w dupie. Niemalże znudzony, żułem w ciszy i gapiłem się w wyświetlacz, gdzie w tle widniało moje zdjęcie z siostrą, czekając, aż mężczyzna przestałby do mnie wydzwaniać. Musiałbym sobie później wymyślić jakieś kłamstwo co do tego, że nie chciałem przerywać ćwiczeń aby mu odpowiedzieć, czy coś podobnego. Nigdy by się nie dowiedział, że w międzyczasie obżerałem się jak świnia i łamałem nie tylko własne, ale i jego zasady.
    Komórka wreszcie ucichła, a ja dopiero wtedy spojrzałem na siedzącego chłopaka. Czasami zapominałem w ogóle o jego obecności tutaj. Był taki spokojny, cichy, niewinny i czysty, a to wszystko było dla mnie nowością. Przełknąłem i spojrzałem we własną miskę. Dopytałem się samego siebie, czy koniecznie musiałem to dokończyć. Mój żołądek odpowiedział, że tak.
    - Chyba za chwilę będę musiał iść - wyjaśniłem niezadowolonym burknięciem, po czym westchnąłem. - Wydzwaniają do mnie z pracy.

    Tae

    OdpowiedzUsuń
  49. Ewidentnie spiąłem się po tym, jak menedżer do mnie zadzwonił. Wiedziałem dobrze, że był w stanie powtórzyć to jeszcze dwa, trzy razy, aż wreszcie zmusiłby mnie do odebrania i spełnienia jakichkolwiek jego zachcianek, bo czego niby mógł ode mnie chcieć w wieczór mojego dnia wolnego? Wolałem jednak, aby ta rozmowa nie musiała zostać przeprowadzona przy tym chłopaku, to by było chyba najgłupsze, co mógłbym zrobić. Wiedział, że byłem modelem, ale nie miał najmniejszego pojęcia co się za tym dla mnie kryło i tak powinno pozostać. Nie znałem go w ogóle i nigdy więcej bym go nie zobaczył, ale jednak czymś takim nie chciałem chwalić się z nikim, nawet z kompletnym nieznajomym.
    Pokiwałem cicho głową, ewidentnie zestresowany co chwilę zerkając na komórkę. Czułem, że gdyby ponownie zadzwoniła, po prostu bym się tu rozpłakał, gdyż na samą myśl o rozmowie z tym mężczyzną ogarniała mnie bezsilność, panika i pusta złość, której nie mogłem w jakikolwiek sposób z siebie wypuścić. Serce biło mi szybciej i nieświadomie brałem teraz głębsze oddechy, ale wreszcie udało mi się dokończyć swój posiłek i wtedy poczułem trochę ulgi. Mogłem już iść.
    Podniosłem wzrok na chłopaka, odsuwając od siebie talerz. Mimo wszystkiego, byłem wdzięczny, że akurat on znalazł się dzisiaj na mojej drodze, chociaż wydawał mi się troszkę dziwny i nietypowy. Lepszy on, niż jakaś niezrównoważona psychicznie fanka.
    - Dziękuję za posiłek - odezwałem się tonem może ciut zbyt oficjalnym, wstając z miejsca i kłaniając mu się lekko. - Nie będę ci już przeszkadzał. Och - zatrzymałem się, nagle przypominając sobie, że wciąż nosiłem jego sweter. Było mi w nim naprawdę miło, ciepło i przytulnie i aż szkoda mi było go z siebie zdejmować, jednak zrobiłem to i mu go oddałem z lekkim uśmiechem, jeszcze raz dziękując. Wiedziałem, że gdybym kiedykolwiek poczuł u kogoś podobny zapach, pomyślałbym tylko o nim. Podrapałem po raz ostatni Miso między uszami, w ten sposób się z nim żegnając.
    - Jeszcze raz dziękuję, nie każdy zrobiłby coś takiego na twoim miejscu. To było miłe - kierując się w stronę drzwi, zaciągnąłem kaptur na głowę i nawet założyłem maskę na twarz, w razie czego. Już było mi o wiele zimniej, niż poprzednio.
    - Miłego wieczoru - skinąłem lekko głową w jego stronę, spojrzałem na uroczego rudowłosego po raz ostatni i naciskając na klamkę, pośpiesznie wyszedłem na przeszywające, chłodne powietrze Seulu, wciąż nie gotowy na cokolwiek, co na mnie czekało tego wieczoru.

    Tae

    OdpowiedzUsuń
  50. Tak jak przewidywałem, nie tylko najbliższy wieczór nie okazał się być dla mnie najmilszym, ale także następne dni. W dzień chodziłem zestresowany, zmęczony, wygłodzony i osłabiony, zdarzało mi się mdleć bo po tym, jak pozwoliłem sobie na ten jeden dodatkowy posiłek, zdecydowałem się jeszcze pilniej przestrzegać diety, a noce spędzałem albo w obcych łóżkach, albo płacząc u siebie na kanapie w poduszkę. Tak było przed najważniejszymi sesjami i nic nie mogłem na to poradzić oraz nie mogłem narzekać, jeśli ceniłem sobie swoją pracę oraz to, że w ogóle jakąkolwiek miałem. Dlatego też udawałem, że wszystko było w jak najlepszym porządku, nakładałem maskę obojętności, nie dawałem nikomu po sobie poznać, że coś było nie tak, że byłem tak głęboko nieszczęśliwy, doszczętnie zepsuty przez własny umysł. Siniaki, które miałem na ramionach oraz na udach z łatwością retuszowali na zdjęciach.
    Minął prawie miesiąc od mojego pierwszego spotkania z rudowłosym chłopakiem. Cały szum ucichł, a ja na szczęście ponownie znajdowałem się w takim okresie mojej pracy, podczas którego wszystko było w miarę spokojne. Oczywiście, wciąż miałem swoje zajęcia, ale nie były one już takie pilne, a raczej zwyczajne i przeciętne, przez co presja nakładana na mnie nie była aż tak wielka. Dawałem sobie doskonale radę, przecież moja buźka była jedyną rzeczą we mnie, która się do czegoś nadawała, więc miałem zamiar ją wykorzystać.
    Gdzieś z tyłu mojego umysłu wciąż pozostało ewidentne wspomnienie tego wieczoru, gdy nieznajomy mi chłopak zaprosił mnie do siebie, ogrzał mnie, nakarmił i nie zachciał niczego w zamian. Może nie było tego wtedy po mnie widać, bo miałem tysiąc innych zmartwień na głowie, ale bardzo to do mnie trafiło i mocno mnie to uderzyło. Ten chłopak pozostał mi w pamięci, gdyż był mocno specyficzny, okropnie uroczy i trochę dziwaczny, ale przede wszystkim ze względu na to, jak mnie potraktował. Nic takiego nie zdarzało mi się od lat, nie spodziewałem się tego i gdy później o tym myślałem, coraz bardziej zdawałem sobie sprawę z tego, że gdyby on wtedy nie podszedł aby podnieść mnie z chodnika, mógłbym być teraz w dość złym stanie, lub nawet nie mieć pracy.
    Świadomość tego, że powinienem mu jakoś podziękować i się odwdzięczyć przyszła do mnie stopniowo. Było to dla mnie dziwne, gdyż w końcu był dla mnie tylko nieznajomym, ale z drugiej strony, ja też byłem tym dla nim gdy on mi pomógł. Prawdopodobnie czułbym się cholernie niekomfortowo podczas tego całego procesu, ale wreszcie zdecydowałem się pojawić pewnego dnia na jego progu z jakimś podarunkiem... A przynajmniej tak było na początku, bo prędko zorientowałem się, że nie wiedziałem o nim prawie nic i nie miałem bladego pojęcia, co chciałby dostać. Wreszcie więc postanowiłem pójść do niego i zaproponować mu, aby poszedł ze mną na zakupy, abym mu coś kupił, jakkolwiek dziwnie i nienaturalnie mogło to dla mnie brzmieć. Miałem tylko nadzieję, że on nie spłoszyłby się równie mocno, co ja.
    Poszedłem do niego wczesnym popołudniem mając nadzieję, że nie trafiłbym akurat na moment, w którym nie byłoby go w domu. Nie miałem też pojęcia, czy w ogóle by o mnie pamiętał - minął przecież prawie miesiąc - ale ja pamiętałem, dość dokładnie. Może oprócz tego, że nie mogłem przypomnieć sobie jego imienia.
    Zapukałem do jego drzwi, żeby się przekonać czy wciąż by mnie rozpoznał, nawet jeśli miałem swoją maskę na twarzy.

    Tae

    OdpowiedzUsuń
  51. Musiałem chwilę poczekać zanim chłopak otworzył i przez moment pomyślałem nawet, że pewnie nie było go w domu lub nie miał ochoty mieć towarzystwa, więc lepiej by było, gdybym już sobie poszedł. Wtedy jednak usłyszałem przekręcającą się klamkę i z ciekawością spojrzałem na twarz rudowłosego, która pojawiła się za drzwiami. Zmartwił mnie jego początkowy, niepewny ton oraz lekko zagubiony wzrok, bo głupio by wyszło, gdyby on o mnie nawet nie pamiętał, kiedy ja przychodziłem do niego chcąc mu się jakoś odwdzięczyć, dostatecznie mu podziękować. W sumie wcale nie zdziwiłbym się, gdyby mnie nie kojarzył - prawdopodobnie już dzień po wypadku mnie nie pamiętał i z mojej strony zapewne byłoby tak samo, gdyby jednak nie odcisnął się czymś w mojej pamięci: sposobem bycia, życzliwością i innymi aspektami, które trudno mi było znaleźć w otaczających mnie ludziach w moim życiu codziennym. Z jakiegoś powodu to mocno we mnie uderzyło... I teraz byłem tutaj. W jakiś sposób naprawdę czułem, że ten chłopak zasługiwał na o wiele lepsze traktowanie niż to, którym darowałem go tamtego dnia. Zachowałem się jak dupek, zimny drań, którym na co dzień w sumie byłem.
    Rozpogodziłem się jednak, kiedy z jego ust padło moje imię. Prawdę mówiąc, nie pamiętałem nawet momentu, w którym mu je powiedziałem, ale ogółem z tamtego wieczoru mój osłabiony, przemęczony i zestresowany umysł był w stanie przypomnieć sobie bardzo mało, jedyne najważniejsze szczegóły, jak upadek, spotkanie na ulicy, chłodne zachowanie z mojej strony i to okropnie ciepłe z jego, Miso, ogarniające mnie poczucie złości i bezradności, gdy zadzwonił do mnie menedżer oraz to, jak się później z nim spotkałem. I zapach chłopaka na jego ciepłym swetrze. To ostatnie szczególnie zapadło mi w pamięć, było takie miłe, przytulne i bezpieczne.
    - Jednak pamiętasz - stwierdziłem, mrużąc lekko oczy w uśmiechu, którego on nie mógł zobaczyć pod moją maską. - Mogę wejść? To znaczy, masz dzisiaj czas? Bo jeśli nie, to nie szkodzi, wpadnę innym razem.

    Tae

    OdpowiedzUsuń
  52. Zdziwiłem się lekko albo bardziej odpowiednim wyrażeniem byłoby to że zaciekawiło mnie to co właśnie powiedział. Przecież jakieś dwa czy trzy dni temu ładnie tańczył i się rozbierał no i z tego co pamiętam wszystko było ładnie, pięknie i cacy. Już myślałem że mi tam stanie i powie że nic nie będzie robił bo nie ma na to siły albo się wstydzi, ale ku mojemu zdziwieniu zrobił to o co go prosiłem.... dobra może nie prosiłem ale zmusiłem. No fakt jest taki że tak czy siak zaczął ruszać dupą. To w sumie lepiej dla niego, bo ja tak czy siak mam dojebany humor a jakby jeszcze mi go rozjebał to JA bym GO rozpierdolił! Rozłożyłem się wygodnie z flaszką w ręku od czasu do czasu upijając z niej po łyku wódki, albo trzech, pięciu... Poruszał się naprawdę zajebiście ale mój leciutki uśmieszek zadowolenia spierdolił fakt jak zobaczyłem jego ciało. Ja się pytam co go kurwa poturbowało, tornado? Nie zareagowałem na to totalnie, nie chciałem wyrażać żadnych emocji, więc wstałem z miejsca po dłuższej chwili i podszedłem do niego na tyle blisko by czuć jego oddech na twarz. Chwyciłem go lekko za podbródek i znów spojrzałem na ciało.
    -Masochista z ciebie czy jak? Ubierz się i zejdź mi najlepiej z oczu.- Mruknąłem do niego szorstko. No sory nie będę miał satysfakcji z ciała które wygląda jak po jakimś wypadku, widok do przyjemnych nie należy a mi by nawet nie stanął... -Wróć tu w lepszej formie, tylko następnym razem nie chcę widzieć że masz takie ślady, rozumiesz?- Ścisnąłem mocniej go za policzki ze złością, która była gotowa w każdej chwili wybuchnąć.

    Zielony Potworek

    OdpowiedzUsuń
  53. Nie musiałem być jakimś mistrzem obserwowania ludzi aby zauważyć, że chłopak był spięty i zdenerwowany. Poza tym, ze względu na swój zawód raczej potrafiłem z łatwością rozpoznać takie emocje na ludzkiej twarzy, bo przed obiektywem musiałem przecież ich za wszelką cenę unikać - fakt, z czasem to wszystko stało się dla mnie bardziej naturalne i już praktycznie nie zwracałem na to uwagi, nie musiałem się specjalnie wysilać, aby nie czuć się zdenerwowany, albo przynajmniej aby nie dać tego po sobie poznać, ale wciąż widziałem stres na innych. Nawet to, jak rudowłosy nerwowo zamknął drzwi na klucz po tym, jak wszedłem do jego mieszkania, a następnie ciężko westchnął, kierując mnie do kuchni, wydało mi się dziwne. Nie rozumiałem, czy jego niezadowolenie wynikało z mojej obecności i nagłej wizyty, czy z czegoś niezwiązanego ze mną, ale nie zacząłbym się go przecież o to wypytywać.
    Wyglądał też na zmęczonego, a ja zdałem sobie sprawę z tego, że nieco uważniej się mu przyglądałem ciut za późno, gdy przekroczyłem limit czasu dozwolonego na patrzenie na kogoś bez bycia zbyt natarczywym, ale cóż, miał uroczą twarzyczkę. Nie przeszkadzał mi jego domowy ubiór, ale za to bardziej przykuły moją uwagę wyraźne cienie pod oczami - znak, że zapewne nie spał najlepiej tej nocy, a ja w ogóle nie trafiłem z wizytą. Westchnąłem cicho. Ale gdyby był zbyt zmęczony na wyjście, pewnie by odmówił, prawda? Jakoś niesamowicie grzecznie i miło, jak domyślałem się, że było w jego zwyczaju, ale jednak by odmówił. Mi niespecjalnie zależało na tym, aby się gdzieś włóczyć i go za sobą ciągnąć gdy w ogóle nie miał na to ochoty, chciałem się po prostu odwdzięczyć, jakoś podziękować. I tyle.
    - Może kawy, poproszę - odpowiedziałem, wchodząc za nim do kuchni i nie do końca wiedząc, co ze sobą zrobić. Bądź co bądź, on nadal był dla mnie w dużej mierze nieznajomym i w sumie nie wiedziałem już nawet, jakim cudem taki głupi pomysł wpadł mi do łba. Cóż, już wykonałem pierwszy krok i nie mogłem zawrócić, więc musiałem to ciągnąć dalej.
    - Mhh, przyszedłem, bo... - zacząłem, sam nie do końca wiedząc co dokładnie powiedzieć, a on z pewnością chciał jakichś wyjaśnień. - Tak naprawdę chciałem ci się jakoś odwdzięczyć za to, że mi wtedy pomogłeś i, ugh, przeprosić za to, że byłem takim dupkiem. Ale nie wiedziałem do końca jak, więc... - zatrzymałem się na moment, przesuwając ostrożnie na niego wzrok po tym, jak utkwił on na czajniku.
    Nie powiem, odzwyczaiłem się od bycia tak bardzo uprzejmym dla innych mimo tego, że kiedyś było to dla mnie codziennością, bo sam z siebie byłem takim małym dzieckiem szczęścia, które by tylko uszczęśliwiało innych. Jednak te czasy minęły, a mnie życie nauczyło maskować moje emocje oraz intencje, bo wiedziałem już, że otwartość może być cholernie łatwo wykorzystywana. Nauczyłem się tego na własnych błędach i wciąż siedziałem przez to w najgłębszym bagnie mojego życia, więc raczej wolałem tego nie powtarzać. Teraz traktowałem innych z odległością, zimno i chłodno - nie złośliwie czy jadowicie, ale zwyczajnie profesjonalnie, bez większych ingerencji w uczucia i nie liczyło się minimalnie to, czy mi się podobało, czy nie. Czasami chciałem być inny, ale taka szalona myśl trwała tylko pół sekundy, później mi przechodziło. Coś takiego było zbyt nierealne i zbyt niebezpieczne.
    W tej sytuacji nie mogłem taki być, nie mogłem znowu zachowywać się jak zimny drań bez serca, musiałem wyciągnąć z siebie to prawdziwe "ja" - a przynajmniej te małe cząsteczki, które po nim pozostały.
    - No nie wiem, lubisz zakupy? - zapytałem się, starając się, aby ta propozycja zabrzmiała chociaż w minimalnej ilości przyjaźnie. Widziałem przecież, że on chyba już nie miał najlepszego humoru, nie chciałem się przyczyniać do tego, aby mu się pogorszyło. Po chwili zmarszczyłem nieco brwi, starając się przypomnieć jego imię, co po części było głupie i wręcz żałosne, ale było prawdą. - Uhm, Jimin, tak?

    Tae

    OdpowiedzUsuń
  54. [Kocham to zdjęcie <333]

    Oczywiście, że z lekkim zdziwieniem spojrzałem na kubki które wyciągnął, chociaż może powinienem już się czegoś podobnego spodziewać. Nie żeby mi to jakkolwiek w nim przeszkadzało, irytowało czy zniesmaczało, ale po prostu było to dla mnie mocno niecodziennie i, muszę przyznać, trochę dziwne. Prawdopodobnie było to spowodowane tym, że nie chciało mi się wierzyć, że naprawdę istniały jeszcze osoby, których życie nie pozbawiło dziecinnej niewinności i szczęścia, które wydawało mi się, że odczuwałem od Jimina. Mnie, tak jak wielu innych, życie kompletnie spieprzyło, powaliło na łopatki i zmieszało z błotem, sprawiając, że sam zacząłem się siebie brzydzić, jednak nie mogłem nic zrobić aby przestać wykonywać te czynności, które wywoływały u mnie takie odruchy. To zdecydowanie lepiej, że jego to ominęło i że wciąż mógł żyć w swoim świecie, nawet jeśli dla osób trzecich mogło wydawać się to... dziwne. Ja byłem zdania, że nie warto przejmować się opinią innych, a z drugiej strony nie skreślałem go tylko dlatego, że miał kolorowe kubki, magnesy i rysunki na lodówce, małego królika i że w swoim sweterku wyglądał jak takie duże, urocze i drobniutkie dziecko - szczególnie, gdy się szeroko uśmiechał, a jego oczy znikały, co ostatnim razem robił dość często.
    Ulżyło mi gdy okazało się, że trafiłem z jego imieniem, bo inaczej mogłoby się zrobić trochę nieciekawie. Nie moja wina, że tamtego dnia czułem się tak fatalnie, że mało co pamiętałem - zdziwiłem się nawet, że za pierwszym razem trafiłem do jego mieszkania, ale to może dlatego, że zawsze gdy szedłem ćwiczyć do tamtego parku tędy przechodziłem. Wtedy byłem tak zdezorientowany, że chyba nie do końca rozumiałem nawet co się dookoła mnie działo, skoro pozwoliłem tak po prostu jakiemuś nieznajomemu wciągnąć mnie do mieszkania. O zdrowych zmysłach nigdy bym czegoś podobnego nie zrobił, chociaż może wtedy przekonał mnie jego niewinny wygląd i pewnego rodzaju urok - uhm, do czego go wtedy porównałem? Do dobrej wróżki z bajek dla dzieci, dokładnie.
    Miałem ochotę ciężko westchnąć w zniecierpliwieniu gdy usłyszałem jego kolejne słowa, ale jednak powstrzymałem się sądząc, że byłoby to trochę niegrzeczne. Kierując się tutaj z tym swoim genialnym, kompletnie niedopracowanym planem miałem nadzieję, że Jimin nie nalegałby na bezinteresowność swoich czynów i po prostu dałby mi się odwdzięczyć, a jednak działo się dokładnie to, czego nie chciałem. Wiedziałem, że nie czułbym się w pokoju z samym sobą dopóki nie uznałbym, że odpowiednio mu podziękowałem - niestety - więc w tej kwestii naprawdę nie chciałem słyszeć odmowy. Oczywiście, jeśli teraz nie miałby czasu lub humoru, wpadłbym kiedy indziej, ale naprawdę, nie mogłem tak po prostu stąd wyjść i udawać, że nigdy go nie spotkałem, bo jakaś część mojego mózgu cały czas by mi o nim przypominała i mówiła mi, jak paskudnie się w stosunku do niego zachowałem, gdy tak miło mnie do siebie przyjął i się mną zaopiekował. On może nie zdawał sobie z tego sprawy, ale dziewięćdziesiąt-dziewięć procent osób na jego miejscu nie zrobiłaby tego samego.
    - Ja wiem - powiedziałem pośpiesznie, nie do końca grzecznie, przerywając jego wzmiankę o bezinteresowności. Aish, ten dzieciak naprawdę był niezwyczajny. - Ale nalegam. Jeśli nie chcesz zakupów, możesz wybrać coś innego, wystarczy, że... jakoś ci się odpłacę. Uhh, źle mi z myślą, że nie zrobiłem nic w zamian, bo od dawna nikt tak miło mnie nie potraktował, rozumiesz? - spojrzałem na niego, ale wciąż widziałem, że nie do końca był przekonany. Czułem, że dotarcie do celu nie byłoby dla mnie łatwe, ale musiałem się postarać i coś wymyślić. Poruszyłem się niespokojnie na swoim miejscu, wciskając dłonie w kieszenie płaszczu i wciąż nie wiedząc co ze sobą zrobić w cudzym mieszkaniu. Czułem się trochę nieswojo, bo mój ubiór okropnie kontrastował z tym, w co był ubrany Jimin. Był zbyt elegancki, kosztowny i bardzo odczuwałem w tym momencie tą różnicę, ciążyła na mnie jak kamień.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Jeśli będzie ci z tym lepiej - odezwałem się nagle, bo chyba wpadłem na coś, czym udałoby mi się przeciągnąć go na swoją stronę. - Pomyśl o tym jak o wyjściu ze znajomym, w porządku? Ja stawiam - uśmiechnąłem się do niego przyjaźnie, uroczo i szeroko, przechylając lekko głowę na jeden bok i wykorzystując w tym momencie cały swój urok, który nauczyłem się wyciągać przed obiektywem jak na zawołanie.

      Tae

      Usuń
  55. Po jego uśmiechu od razu wywnioskowałem, że ta moja technika zadziałała. Na samym początku mojej kariery, to właśnie rola uroczego chłopaka była dla mnie łatwiejsza do odgrywania przed kamerą, bo przecież wcale tak wiele mi do niej nie brakowało, ale nie tylko tego ode mnie wymagano. Musiałem wyglądać też pociągająco, przystojnie, seksownie, smutno, melancholijnie, groźnie, wszystko na zmianę, a z czasem opanowałem tą sztukę zmieniania twarzy ilekroć znajdowałem się przed aparatem, ale zamazało mi się też trochę pojęcie tego mojego prawdziwego ja. Dlatego w sytuacjach codziennych zazwyczaj po prostu wybierałem twarz, która była mi najbardziej na rękę, a najczęściej była nią właśnie maska chłodnej obojętności; jednak część mnie wciąż wiedziała, że ten uroczy uśmiech oraz roześmiane oczy należały do mnie bardziej od całej reszty. Używanie ich w interakcjach międzyludzkich przynosiło pewnego rodzaju ulgę, jednak było dane mi jej zaznać naprawdę bardzo rzadko... Może dlatego pozytywne efekty ich na Jiminie tak bardzo mnie zadowoliły i powoli przekonywałem się, aby używać ich częściej, przynajmniej kiedy mogłem.
    Zauważyłem jego lekkie zmieszanie, ale trwało to zaledwie sekundę i zrzuciłem winę tego na jego ewidentne zmęczenie, które miał wręcz wymalowane na twarzy. Usiadłem na wskazanym mi miejscu, już przed stawionym dla mnie kubku kawy, poprawiając nieco swój płaszcz i śledząc chłopaka wzrokiem, nie zdejmując swojego lekko zadowolonego uśmiechu z twarzy, który potęgował się, gdy usłyszałem jego zgodę. To dobrze, odwdzięczyłbym się mu i nie musiałbym się dręczyć własnym umysłem, przynajmniej nie w tej kwestii. Na jego pytanie, zrobiłem zamyśloną minkę, przymykając przy tym jedno oko. Jeśli chodziło o słodycze, kiedyś były one głównym powodem dla którego nie byłem w stanie przestrzegać diety, przez co zawiodłem wiele razy zarówno siebie, jak i mojego menedżera - po prostu je uwielbiałem, ale z przedłużaniem się mojej kariery nauczyłem się nad tym panować. Co wcale nie znaczyło, że nie lubiłem sobie zjeść coś smacznego i słodkiego od czasu do czasu, tylko zazwyczaj miałem po tym okropne wyrzuty sumienia. Ale jakby o tym pomyśleć, akurat miałem ciut większy luz w pracy, niż miesiąc temu, moja dieta była nieco mniej restrykcyjna, więc może... Może mogłem sobie pozwolić na tak wiele. Odrobiłbym to ćwiczeniami i głodówką, w razie gdyby było coś po mnie widać, czy gdyby ten jeden posmak takich dobroci skłaniał mnie do sięgnięcia po jeszcze więcej. Zawsze tak robiłem, karcenie się było najlepszym sposobem, a wolałem sam się karcić, niż gdyby miał zrobić to mój menedżer czy jeszcze ktoś inny. Ze względu na to, co robiłem po godzinach prawdopodobnie nikt by tego nie powiedział, ale ceniłem sobie swoją dumę, a przynajmniej tej jej szczątki, które jeszcze posiadałem. Były one dość marne.
    - Teoretycznie, to bardzo nie w porządku - odpowiedziałem mu. - Ale chyba dla ciebie zrobię wyjątek. To już drugi - wytknąłem mu żartobliwie, chociaż nie miałem mu tak naprawdę tego za złe. Zły byłem głównie na siebie, za swoją słabość, ale nad tym ubolewałbym później, teraz nie czas o tym myśleć. - Więc poproszę kawałek, malutki. Jakoś to później odrobię.

    Tae

    OdpowiedzUsuń
  56. Od razu po zajęciach, biegłam do kliniki w której znajdował się mój gabinet. Niestety musiałam jeszcze na chwilę zostać na uczelni, więc mogę być spóźniona,ale mam nadzieję, że nie będę miała teraz jakieś pacjenta, który co chwilę wybucha złością.
    Weszłam szybkim krokiem do gabinetu, odbierając przy okazji dokumenty dotyczące nowego pacjenta i usiadłam na chwilę przed biurkiem, aby zobaczyć podstawowe dane. Gdy już ogarnęłam potrzebne rzeczy, wywołałam chłopaka, aby wszedł i usiadł na krześle, które stoi naprzeciwko mnie.
    Od samego momentu kiedy zauważyłam sylwetkę chłopaka, który wyglądał na lekko przygnębionego, obserwowałam jego mimikę i mowę ciała. Często z tego można dużo wywnioskować, więc ułatwia mi to pracę.
    Uśmiechnęłam się delikatnie, aby mógł zobaczyć, że może mi spokojnie zaufać i zaczęłam wstępną gadkę, którą każdemu trzeba przedstawić:
    - Witaj, Jimin. Jestem EunBi i postaram się tobie pomóc w twoich problemach - przywitałam się łagodnie. - Chciałabym abyś pamiętał o dwóch sprawach. Pierwsza to to, że zobowiązuje mnie tajemnica lekarska i póki nie uznam, że twój stan jest zagrażający twojemu życiu, nie mam prawa bez twojej zgody o tym wszystkim powiedzieć. Po drugie, wiem że może być ci trudno, ale proszę cię abyś praktycznie wszystko co ci leży na sercu. W końcu jestem tutaj, aby ci pomóc - wyjaśniłam, uśmiechając się wciąż. Patrząc na niego, mam wrażenie, że wiele spraw, bądź nawet jedna ogromna sprawa go strasznie przytłacza. Wzrok ma wbity w podłogę, a sam wyraz twarzy jest niewyraźny. Sprawia wrażenie przestraszonego i zamyślonego, jakby myślami zupełnie był gdzie indziej, a jednocześnie bał się teraźniejszości.
    - Wiem, że może być ci ciężko obcej osobie mówić o uczuciach, ale chciałabym, abyś chociaż spróbował - powiedziałam spokojnie, sięgając po notes w którym mam wszystkie notatki dotyczące pacjentów i długopis, aby zapisać obserwacje co do Jimina. Spojrzałam się na niego, próbując dodać mu otuchy, choć zapewne i tak tego nie widział. Coś czuję, że będzie z nim ciężko. Lubię takich.
    Uwielbiam tą radość kiedy druga osoba zauważa, że zaczyna powoli wychodzić ze swojego bagna. Napawa mnie to jeszcze większą dumą i szczęściem, że zdecydowałam się na taką pracę i studia, ponieważ jedno i drugie się wzajemnie uzupełnia. A dla takich chwil jak uśmiech osoby wychodzącej z osobistego dołu warto żyć.

    EunBi

    OdpowiedzUsuń
  57. Sam wciąż nie byłem przekonany do decyzji co do tego ciasta, ale naprawdę nie miałem ochoty o czymś takim myśleć akurat teraz. Wiedziałem, że źle robiłem, ale mało mnie to obchodziło, a przynajmniej w tym momencie. Czoło wyrzutom sumienia stawiłbym nieco później, w zaciszu swoich czterech ścian, gdzie moje słabości szokowały tylko mnie, a nie jeszcze kogoś innego, obcego.
    Mimo tych wszystkich myśli zawahałem się nieco, gdy Jimin stawił przede mną talerzyk z przygotowanym przez niego przysmakiem, ale wyglądał on tak smacznie, że szybko włożyłem sobie kawałek do ust, zanim nawet mogłem zacząć tego żałować. Kubki smakowe eksplodowały mi pod naparciem słodko-kwaśnego kremu i uśmiechnąłem się z zadowoleniem, w ten sposób okazując swoją aprobatę. Od tak dawna nie jadłem ciasta cytrynowego, wydawałoby się, że od lat.
    - Pyszne - potwierdziłem. - Aż trudno będzie nie prosić o więcej - dodałem, szturchając kawałek ciasta łyżeczką. Potrafiłem gotować, ale jednak ciasta i ogółem desery nie były moją mocną stroną, a odkąd zostały one praktycznie wyeliminowane z mojej diety codziennej, wyszedłem nawet z wprawy i tak naprawdę nie miałem w ogóle okazji, aby się w tym doskonalić.
    Podniosłem na rudowłosego wzrok, przytakując ruchem głowy na jego pytanie, ale zdecydowanie bardziej interesujące wydało mi się jego zachowanie. Chyba jeszcze nie do końca je pojąłem, bo czasami wydawał się wręcz głęboko zmartwiony, a chwilę później był beztroski jak dziecko, lub lekko zburzony czy nieznacznie zasmucony, jak w tym momencie, cały czas bardzo dziecinnie, bo inaczej nie potrafiłem opisać tej słodkiej minki, którą cisnął sobie na twarz. Miałem w nawyku obserwowanie zachowania ludzi w moim otoczeniu, więc takie analizy wychodziły mi wręcz automatycznie. W całej swojej całości, Jimin był trochę dziwny, jak na dorosłą osobę XXI wieku, ale jakoś nieszczególnie mi to przeszkadzało.
    Uniosłem wysoko brwi w zdziwieniu słysząc, że nigdy nie był w wesołym miasteczku. Że tak ani razu? Rodzice nigdy go nie zabrali, gdy był młodszy? Wydało mi się to nieprawdopodobne, bo kiedyś było to jedno z moich ulubionych miejsc i wciąż pamiętałem, ile dziecięcych (i nastoletnich) przygód tam przeżyłem, i już miałem się go o to dopytać, jednak jego przeprosiny zbiły mnie z tropu. Zaśmiałem się perliście, krótko, chociaż wcale nie z niego. Aish, był rozkoszny.
    - Niby jak? - rzuciłem, opierając głowę o dłoń i przechylając ją nieco w bok, przyglądając się mu.
    Pomyślałem, że może przede mną próbował powstrzymywać się przed pewnymi reakcjami, których się w sobie wstydził, co nawet zrozumiałem na poziomie osobistym.
    - Ah, nie przeszkadza mi to. Uroczy jesteś - uśmiechnąłem się nieznacznie w jego kierunku.
    Rzucanie podobnymi komentarzami nie było dla mnie niczym nowym. Nierzadko zdarzało się, że miałem sesje z jakimiś początkującymi modelami czy modelkami, którym trzeba było podpowiedzieć co robić, aby wspólne zdjęcie wyszło dobrze i profesjonalnie. Gdy ktoś miał przystojną lub ładną twarz, mówiłem mu to. Jeśli posiadał jakiś charakterystyczny szczegół, zwracałem na to uwagę. A później mówiłem jak to wykorzystać i jak zatuszować tym to, co było nie tak. Nie byłem wredną jędzą, wiedziałem dobrze, jak miażdżące potrafiły być początki modelingu i jak cenne były nawet najdrobniejsze porady, nawet jeśli rzucone z zimną obojętnością i profesjonalnością, jak w moim przypadku.
    - Więc pójdziemy do wesołego miasteczka - zadecydowałem, poruszając łyżeczką w swojej kawie. - To naprawdę dziwne, że nigdy tam nie byłeś. Kiedyś to miejsce uwielbiałem, więc spokojnie cię oprowadzę.
    I to właśnie było idealne słowo do opisania wszystkiego, co odczuwałem w tym momencie - dziwne.

    Tae

    OdpowiedzUsuń
  58. Po raz kolejny uniosłem brwi, zdziwiony słuchając jego wytłumaczenia co do tego, dlaczego nigdy nie był w wesołym miasteczku. Rodzice, którzy nie pozwalali synowi na jakiegoś rodzaju niewinną rozrywkę jedynie ze względu na rangę ich rodziny... To nie brzmiało zbyt ciekawie. Moi rodziciele także nie byli idealni, wiele razy doprowadzali mnie do płaczu i sprawiali, że czułem się głupi i nieznaczny, ale jednak to było czymś innym i w jakiś sposób wydało mi się irracjonalne. Przywykłem do myśli, że pociechy bogatych rodziców były aż nadto rozpieszczane i że było im wszystko wolno, ale w sumie nie wychowałem się w tak wysoko postawionej rodzinie, nie znałem się i raczej powinienem siedzieć cicho na ten temat. Ale było mi w tym momencie Jimina szkoda, bo może wesołe miasteczko teraz brzmiało jak jakaś nieznaczna bzdura, ale dla dziecka mogło być jak zakazane marzenie, a akurat o marzeniach zamkniętych w schowkach sporo wiedziałem.
    Uniosłem kubek i napiłem się łyka kawy, następnie znowu smakując kolejnego kawałka ciasta. Wydawało mi się to aż śmieszne, jak kiedyś nienawidziłem smaku tego napoju, a teraz nie potrafiłem przeżyć bez niego nawet paru dni. Wciąż nie lubiłem tego przełykać jeśli nie było wystarczająco słodkie, ale jednak konieczność i wykończenie mnie do tego zmuszały. Czasami zastanawiałem się nad tym i z gorzkim uśmiechem dochodziłem do wniosku, że nigdy bym nie pomyślał, że skończyłbym w ten sposób. Tak ogólnie. W tak gównianej sytuacji życiowej, z której nie było wyjścia.
    Podniosłem wzrok na chłopaka i zanim zdążył spuścić głowę, zauważyłem coś na wzór rumieńca malującego się na jego policzkach. Kolejna rzecz, która mnie tu zdziwiła, ale już dawno przestałem je liczyć, bo raczej nie wystarczyłoby mi palców. Nie spodziewałem się, że to by go zawstydziło - ja tak naprawdę nawet nie przemyślałem tego, co mówiłem, zrobiłem to dość odruchowo i szczerze. Nie starałem się na siłę aby mnie polubił, w sumie nawet mi na tym nie zależało. Najczęściej w życiu zachowywałem się tak, jak było mi akurat najwygodniej. Nie zależało mi na tym, aby się komuś przypodobać, oczywiście oprócz osób które mogły być szczególnie ważne w moim środowisku pracy. I tak przecież nikt nie zwracał we mnie na nic uwagi, prócz mojej twarzy i ogólnego wyglądu, więc po co się starać? Nie byłem osobą, którą można było polubić, bo po prostu nic sobą nie pokazywałem, nie miałem nic do zaoferowania oprócz ładnej buźki i tego właśnie nauczyłem się podczas tych ostatnich paru lat. Wiedza, którą na początku trudno mi było zaakceptować i przez którą chciałem zmienić rzeczywistość, lecz do której stopniowo się przyzwyczaiłem i której się poddałem. Nie mogłem nic z tym zrobić, więc przynajmniej korzystałem z tej minimalnej wolności, którą mi to dawało. A o mojej nieistniejącej wartości, ograniczającej się do moje wyglądu, przypominano mi codziennie, nieustannie. Przyjmowałem to z gorzkim uśmiechem na ustach i melancholijną rezygnacją.
    Przechyliłem głowę na bok i ostrożnie przyglądnąłem się Jiminowi, który przykrywał twarz po części włosami, a po części kubkiem i za żadne skarby świata nie chciał na mnie spojrzeć. W jakiś sposób, teraz był jeszcze bardziej uroczy, tak ewidentnie zawstydzony. W moich oczach zrobił się jeszcze mniejszy, drobniejszy, niewinny i bezbronny. Po prostu uroczy.
    - Nie mówią ci tego często? - zagadnąłem z zainteresowanym uśmiechem i błyskiem w oku, chociaż głównie tylko po to, aby nie tkwić w tej niezręcznej dla niego ciszy, która mi w sumie wcale nie przeszkadzała. - Dziwne, to takie oczywiste.
    Nie wiedziałem co innego powiedzieć, nie znałem go, w gruncie rzeczy był dla mnie obcy, a ja nie miałem pojęcia, dlaczego do cholery siedziałem u niego w kuchni, jadłem jego ciasto i popijałem kawę. I jeszcze myślałem, że był uroczy. I o tym z nim rozmawiałem. Dziwne, dziwne, dziwne. Niezręczne, nieswoje, dziwne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - W pracy czasem też wymagają ode mnie czegoś... uroczego. Trudzę się z tym, a z twoją buźką byłoby mi łatwiej - ciągnąłem to dalej, ale w pewnym momencie stwierdziłem, że może przez ten temat czuł się jeszcze bardziej niezręcznie, niż gdybyśmy siedzieli w ciszy. Odchrząknąłem i poruszyłem się niespokojnie na krześle, wbijając spojrzenie w swoje ciasto i szybko myśląc o czymś, co uratowałoby sytuację. Może bycie tym dawnym, otwartym i roześmianym sobą nie było najlepszym pomysłem. W sumie, nigdy nim nie było. Zostało mi to udowodnione już parę razy, ale najwidoczniej ja wciąż niczego się nie nauczyłem. Byłem po prostu głupi.
      - To, uhm, wesołe miasteczko, tak? - zagadnąłem, tym razem lekko mniej entuzjastycznym tonem głosu. - Nie musisz martwić się o pieniądze, ja się tym zajmę.

      Tae

      Usuń
  59. Widząc jak chłopak ściska materiał swojej kurtki, zrobiło mi się go żal. Idzie zauważyć, że musi być mu strasznie ciężko z tym co przeżywa. Tak bardzo chcę mu pomóc wyjść z tego nawet nie widząc w co się pakuję. Ale to nie jest ważne.
    Ważne jest to, że on zdecydowanie potrzebuje kogoś pomocy, a tym kimś będę ja.
    O tak. Na chwilę obecną to jest mój cel. Pomóc mu uporać się z tym wszystkim.
    - Spokojnie - powiedziałam łagodnym tonem, patrząc na niego potulnym wzrokiem. - Jestem tutaj, aby ciebie wysłuchać i ci pomóc. Możesz mi zaufać - stwierdziłam, zapisując na kartce notatki. Małomówny, widać, że boi się cokolwiek powiedzieć.
    - Sama byłam w podobnej sytuacji, dlatego wiem jak może być ci ciężko, ale uwierz mi. Jeśli się komuś wygadasz, będzie ci lżej. Naprawdę. - Próbowałam go jakoś uspokoić, ale wnioskując po jego minie, niewiele to dało. W sumie tak samo było ze mną te kilka lat temu. Wiem, że ojciec przymuszał mnie do nauki niepotrzebnych mi rzeczy, ale nadal go kochałam. Tak samo jak mamę. Niestety przez niego już ich oboje nie ma, a ja zostałam sama jak palec. No nie do końca sama, bo z depresją. Nie radziłam sobie w codziennym życiu po tym wypadku, do czasu gdy zostałam zaadoptowana. Wtedy pierwszy raz poszłam do psychologa, a moje życie zaczynało nabierać barw. Wychodząc z tego bagna, zaczęłam czytać o wszelkich chorobach, tym samym interesować się. Dzięki temu jestem tu gdzie jestem i mogę pomagać ludziom w podobnych sytuacjach. Jak właśnie na przykład Park Jimin, który siedzi tu przede mną ze spuszczoną głową. Chciałabym mu pomóc, ponieważ przypuszczam co może przeżywać, a z autopsji wiem, że pomoc psychologa jest w takiej sprawie bardzo ważna.
    - To jak? Opowiesz mi nieco o sobie? - spytałam, uśmiechając się delikatnie. Chciałam, aby znalazł we mnie osobę, której może zaufać. Niestety na początku wydaje się człowiekowi, że psycholog to osoba z innej planety, nie rozumiejąca naszych uczuć, ale trzeba się przełamać. Nie dla rodziny, nie dla znajomych, tylko dla siebie. Tylko i wyłącznie dla siebie. Bo jeśli tak się nie stanie, to droga już jest tylko jedna, Samobójstwo., przed którą będę starała się zabierać moich pacjentów, którzy po części są kimś więcej.

    EunBi

    OdpowiedzUsuń
  60. Grzebałem łyżeczką w swoim kawałku ciasta, ewidentnie już o wiele mniej zainteresowany sytuacją i ze znacznie mniejszym apetytem, gdy usłyszałem z jego strony jakieś poruszenie - czego się nie spodziewałem, bo prędzej pomyślałbym, że resztę czasu przesiedzielibyśmy tu w ciszy, aż wreszcie udałoby mu się pozbyć swoich rumieńców, spojrzeć mi w twarz i zdecydować, że pora iść do tego wesołego miasteczka. Albo wręcz przeciwnie, że powinienem iść do domu i go już więcej nie nachodzić, nie rzucać nieprzemyślanymi komentarzami, darować sobie swoją szczerość i pewnego rodzaju dziwne roztrzepanie. A tu proszę, pan Marcheweczka ma jeszcze ochotę i odwagę ze mną rozmawiać, kto by się spodziewał.
    Spojrzałem na niego spod długich rzęs, niby bez żadnego cienia zainteresowania, nie chcąc ponownie nabrać się na to, że może ze względu na jego charakter mogłem pozwolić sobie przy nim na inne zachowanie, niż zazwyczaj, ale jednak znowu mnie złamał. Prychnąłem rozbawiony, krótko pod nosem słysząc jego ton głosu, uśmiechnąłem się lekko widząc jego wyraz twarzy oraz to, jak pocierał sobie zarumienione policzki rękawami zaciągniętymi na dłonie. Nie będę mu już tego mówił, ale naprawdę wyglądał uroczo, okropnie.
    Zakładając ponownie na moment swoją maskę chłodnej obojętności, uniosłem znowu kubek kawy do ust i napiłem się, tym razem znacznie więcej, może na rozbudzenie zmysłów, czy coś podobnego - w każdym razie, potrzebowałem tego napoju żeby trzeźwo myśleć. Odstawiając naczynię, spojrzałem na niego twardym wzrokiem, które nie chciało znać sprzeciwu, przesuwając spojrzenie po jego zaróżowionych policzkach. Pokiwałem głową na boki, w przeczącym geście.
    - Nie, nic z tych rzeczy - odpowiedziałem mu zimno. - Zakazuję ci tego - i w tym oczy moje oczy zaśmiały się, mrużąc się nieznacznie, a po nich na moich ustach pojawił się drobny uśmiech, głos znowu stał się bardziej przyjazny, cieplejszy. Przy nim jakoś nie mogłem utrzymać takich pozorów na dłużej, nie chciało mi się, bo nie było warto. A czasem przecież było to uciążliwe. - Najlepiej, to w ogóle zostaw portfel w domu. Naprawdę, to dla mnie nie problem. W końcu to ja zapraszam cię na wyjście, jak przyjaciela, prawda? - uśmiechając się już szerzej, puściłem mu oczko, nawiązując do tego co powiedziałem poprzednio, że powinien pomyśleć o tym jak o wyjściu ze znajomym, jeśli tylko przez to mógł poczuć się z tym lepiej.

    Tae

    OdpowiedzUsuń
  61. Patrzyłam tak na niego i zastanawiałam się kiedy się odezwie, i czy w ogóle to dziś zrobi. Pokładam wielkie nadzieje w nim, więc będę czekać ile mogę. Sama do końca nie wiem dlaczego mi na nim aż tak bardzo zależy. Eh... Chyba chodzi o ten fakt, że przypomina mnie po wypadku rodziców. Gdybym mogła to bym wymazała tamten cały okres z pamięci. Jednakże nie mogę, więc pomaganie osobom w podobnych problemach, uważam za jakąś taką dalszą terapię.
    Oparłam głowę, o dłoń i patrząc na niego, wyobrażałam sobie co może przeżywać. Tragiczne rozstanie z kimś bliskim albo wszędobylskie wyśmiewanie bez powodu czego wynikiem jest ogromna introwertyczność, to tylko kilka z takich przykładów.
    Jednakże z mych rozmyślań wyciągnął mnie pewien głos. Otrząsnęłam się i spojrzałam na chłopaka lekko zszokowana, ale uradowana.
    W końcu się odezwał. - i choć nie było to coś ogromnego, to i tak w środku cała się cieszyłam. Nie dość, że mogłam usłyszeć jak coś mówi, to jeszcze podniósł głowę i patrzył się na mnie. Robimy postępy~
    Już chciałam coś powiedzieć, ale chłopak przerwał mi. Gdy zobaczyłam, jak spuścił ponownie głowę, automatycznie uśmiech zszedł mi z twarzy. Musi mieć spore problemy skoro tak twierdzi.
    Wzięłam głęboki oddech i wypięłam jedną z kartek, którą przysunęłam bliżej chłopaka, a następnie położyłam obok niego długopis. Zastosuję teraz metodę, którą już przetestowałam na kilku innych osobach z tą samą trudnością. Jeśli nie może powiedzieć czegoś o sobie, to może to zawsze napisać.
    - A potrafisz napisać to co czujesz i ci dolega? - spytałam spokojnie. - Nie muszą być to pełne zdania, wystarczą mi pojedyncze słówka - uśmiechnęłam się delikatnie, aby zachęcić go do wypisania wszystkiego co mu leży na sercu.
    Ah, Jiminie. W taki sposób nie tylko pomożesz mi w podjęciu pracy nad tobą, ale również i sobie. Proszę, zrób to dla siebie.

    EunBi

    OdpowiedzUsuń
  62. Podejrzewałem, że ta moja propozycja z pieniędzmi nie do końca by mu się spodobała, ale ja naprawdę musiałem się upewnić, że odpowiednio bym mu się odwdzięczył. Może na co dzień nie byłem jakoś szczególnie życzliwy dla innych i nie zwracałem dużej uwagi na obcych, ale przed oczami wciąż miałem to, jakim gburem byłem dla niego tego dnia, kiedy mi pomógł i jak ewidentnie źle się przez to poczuł. Teraz było mi jeszcze bardziej z tym głupio, bo jak go tak powoli zaczynałem poznawać zauważałem, że był naprawdę wrażliwy i nie chciałem nawet wiedzieć, jak źle się wtedy przeze mnie poczuł i co sobie o mnie myślał. Fakt, raczej nie byłem kimś, kto przejmował się opinią przypadkowych ludzi, ale z nim było inaczej... Bo w moich oczach w jakiś sposób był inny od wszystkich. Jego życzliwość była czymś, czego od dawna brakowało w moim życiu i może dlatego chciałem utrzymać się przy nim na chociaż chwilę dłużej - żeby móc ją wyłapać i skorzystać z niej, póki była.
    Pokręciłem przecząco głową, gdy Jimin dalej mnie prosił i próbował przekonać, chociaż widziałem doskonale jak usiłował wykorzystać swój urok i nie mogłem powiedzieć, że to na mnie nie działało, bo delikatny, lekko rozbawiony uśmiech nie chciał mi zejść z twarzy, nawet jak popijałem swoją kawę. Spojrzałem na niego gdy proponował mi, aby dał mi trochę swojego ciasta i mój instynkt podpowiadał mi, aby od razu, błyskawicznie odrzucić tą propozycję, bo naprawdę, naprawdę nie powinienem, ale widziałem ten jego entuzjazm w oczach, wyrazie twarzy i uśmiechu i po prostu nie mogłem tak prędko i brutalnie mu odmówić. Był rozkoszny i wyglądał tak, jakby naprawdę był zadowolony i dumny ze swoich wypieków, jak nawet mógłbym w jednej sekundzie zniszczyć marzenia i nadzieje kogoś takiego? Aish, nie zasługiwał na to.
    - W porządku - przytaknąłem na jego wzmiankę o tym, że biegnie się przebrać i ucieszyłem się, że dał mi chwilę na zastanowienie się.
    Dla innych mogło wydawać się to głupotą, chodziło tu przecież tylko o ciasto, ale dla mnie to była poważna sprawa. Nigdy nie przechowywałem u siebie w mieszkaniu jakiegokolwiek niezdrowego, niepotrzebnego czy zbędnego dla mnie pożywienia, bo dobrze wiedziałem jak wielką pokusą mogło ono dla mnie być. Naprawdę nie powinienem nic takiego robić, bo wiedziałem już jak to by się skończyło: z początku może trzymałbym się dobrze, ale w pewnym momencie złamałbym się i może nawet wchłonął to wszystko za pierwszym razem, a później to ogromne poczucie winy wchłaniałoby mnie. I znowu zaczęłyby się ciężkie treningi, jeszcze cięższe niż do tej pory, i głodówka, która prawdopodobnie trwałaby niepotrzebnie długo, bo po prostu wciąż czułbym się źle sam ze sobą. A mimo tego, jakaś część mnie doszukiwała się pozytywnych tego stron, próbowała się do tego przekonać, myślała o mojej siostrze, która przepadała za słodyczami niemalże tak bardzo, jak ja...
    Podniosłem wzrok ze swojego talerzyka, z którego kończyłem już swoją porcję ciasta, gdy usłyszałem ponownie kroki rudowłosego. Ujrzałem go noszącego swojego królika, którego chwilę później posadził na krześle obok mnie. Spojrzałem na zwierzaka rozczulony, bo przecież coś takiego było zupełnie niepotrzebne, a jednak cholernie miłe i urocze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Miso~ - odezwałem się do pupila specjalnie naciąganym, słodkim głosem, po czym wyciągnąłem w jego stronę dłoń i zacząłem drapać go między uszami. Wciąż sądziłem, że tamtego wieczoru przykleił się do mnie tylko dlatego, że miałem na sobie zapach Jimina, ale to wcale nie oznaczało, że nie miałem ręki do zwierząt, bo od dziecka je lubiłem, a one zazwyczaj lubiły mnie. To sprawdziło się i tym razem, bo gdy wziąłem sobie królika na kolana, ten jakimś cudem wcale nie spanikował i grzecznie się położył, wtulając w moją koszulę i przymykając ślepka.
      Czas mi szybko zleciał, jak dokańczałem swoje ciasto i kawę, drapiąc przy tym królika i co jakiś czas spoglądając w dół na niego, a Jimin prędko do mnie wrócił. Spojrzałem na niego z nieznacznym uśmiechem i odsunąłem od siebie talerzyk na znak, że skończyłem.
      - Ahh, przekonywujący jesteś - westchnąłem z udawanym wyrzutem, ale od razu po tym się uśmiechnąłem. - Skoro nalegasz, wezmę trochę. Moja siostra się ucieszy, dziękuję~

      Tae

      Usuń
  63. [Nie no, za co miałabym mieć jakieś pretensje, skoro to ja pokręciłam coś z odstępami?

    A co do wątku to ja na to jak na lato ;) Może Haeming by coś rysowała sobie w parku i albo by jej wiatr porwał szkicownik, albo jakoś by go zgubiła i Jimin by jej jakoś pomógł go znaleźć?]

    Haeming

    OdpowiedzUsuń
  64. [Mogę zacząć póki wena jakoś jeszcze się mnie trzyma ;)]

    Nie mogłam się doczekać, kiedy wreszcie nastaną ciepłe, wiosenne dni, więc bardzo się ucieszyłam, gdy za oknem przeleciał pierwszy w tym roku motyl, a termometr pokazał kilkanaście stopni. Koniec z oblodzonymi chodnikami, po których strach jeździć, zimnem, które dokucza tym bardziej, kiedy nie mogę przebiec kawałka drogi dla rozgrzewki, usypiającej szarugi, przez którą cały czas czułam się zmęczona. Wreszcie przyszła wiosna, więc nie mogąc wytrzymać w domu, wzięłam szkicownik, piórnik, parę groszy, telefon, ubrałam jakąś ciepłą kamizelkę- puchówkę na bawełnianą koszulkę i przejechałam przez moje mieszkanie, do drzwi, które kiedyś były tylko wyjściem na balkon, ale po paru przeróbkach, dobudowaniu do balkonu podjazdu, stały się wejściem do mojej przytulnej kawalerki. Dla frajdy szybko zjechałam z podjazdu, nie starając się nawet wyhamowywać pędu, gorsząc babulki, siedzące pod blokiem, które zaczęły narzekać na nieostrożność i kiełbie we łbie "tej dzisiejszej młodzieży", roześmiałam się im w nos, bo co innego mam z życia i jak mogłam najszybciej, pojechałam do osiedlowego parku. Taka wariacka jazda była okropnie męcząca, a i tak nie jechałam chyba dużo szybciej, niż szybki krok, albo przeciętny trucht. Mimo to sprawiało mi to przyjemność, zawsze byłam aktywna, lubiłam sport, przed wypadkiem codziennie biegałam i kilka razy w tygodniu wybierałam się na basen, więc cieszyłam się nawet taką namiastką ruchu. Dojechałam do parku po dziesięciu minutach, podjechałam alejką do mojej ulubionej altanki nad stawem i zamierzałam zabrać się za rysowanie pejzażu, który właśnie ukazał się moim oczom, sięgnęłam do skrytki z boku wózka, którą sama sobie zrobiłam i stwierdziłam rzecz straszną - mój szkicownik zniknął! Musiałam go zgubić podczas szalonej jazdy, kiedy pędziłam, jakbym trenowała do jakiejś paraolimpiady, czy coś... Mniejsza o rysunki, które bazgram tu tylko na brudno, a potem przerysowuję na tablecie, ale miałam tam też parę zdań tekstu, a właściwie trzy czwarte nowej piosenki, którą zaczęliśmy tworzyć wspólnie z Yongiem. Mniejsza o moją pracę, ale nie chcę, by przepadły jego wysiłki, tylko dlatego, że jak to określiły "kochane" babulki z ławeczki przed moją kamieniczką, jestem nieodpowiedzialna i mam pstro w głowie. Ostrożnie zawróciłam i powoli, bardzo dokładnie się rozglądając, wracałam się tą samą trasą, rozglądając się za zeszytem.

    Haeming

    OdpowiedzUsuń
  65. Zazwyczaj miałem stalową wolę, jeśli chodziło o moją dietę, ale to raczej głównie dlatego, że nikt mi nigdy niczego nie proponował. Zarówno Juhyun, jak i Nari wiedziały, że powinny unikać czegoś podobnego, a jeśli chodzi o inne osoby, to zazwyczaj nawet nie było do tego okazji. Potrafiłem sam siebie kontrolować, ale gdy ktoś zaczynał mnie namawiać i przekonywać... Z łatwością mnie to łamało, bo jednak lubiłem jeść i zawsze znajdywałem jakiś sposób, aby nie czuć się winny za akceptowanie propozycji w tym dokładnym momencie - myślałem o tym, że niegrzecznie byłoby odmówić, czy że mój rozmówca poczułby się wtedy urażony, chociaż w większości przypadków gówno mnie jego uczucia obchodziły, ale było dobrym alibi przed samym sobą. Poczucie winy przychodziło później, pięć razy silniejsze, i nigdy nie kończyło się to dobrze, ale ja i tak dalej popadałem we wszelkie pokusy.
    W tej sytuacji moja siostra też była po części taką wymówką. Juhyun z pewnością rzuciłaby się na ciasto cytrynowe, gdy tylko zobaczyłaby je u mnie w mieszkaniu, ale... Tylko jeśli ja nie zająłbym się nim wcześniej. Może znalazłaby mnie wtedy w łazience, jak rozważałem to, czy nie lepiej byłoby to wszystko zwrócić, chociaż dla niej przygotowałbym jakieś ładnie zapakowane kłamstwo. Finalnie nigdy tego nie robiłem, nigdy nie wpychałem sobie palców do gardła bo starałem się sobie wmawiać, że nie upadłem aż tak nisko. W rzeczywistości czołgałem się w błocie o wiele niżej.
    Przytaknąłem niemo Jiminowi ruchem głowy, śledząc wzrokiem jego ruchy, podczas gdy wciąż lekko głaskałem Miso. Poczucie jego futerka pod moim dotykiem było w jakiś sposób dziwnie uspokajające i królik chyba też to wyczuł, bo zasnął u mnie w ekspresowym tempie. Uważałem to za takie moje drobne zwycięstwo.
    - Tak, młodszą o dwa lata. Rozkoszna jest - odezwałem się, uśmiechając się leciutko pod nosem na samą myśl o tej małej zołzie. W gruncie rzeczy, była jedną z nielicznych osób, które naprawdę miałem, jeśli nie jedyną... A mimo tego nawet ona nie wiedziała o wszystkim, można wręcz powiedzieć, że nie wiedziała o niczym. A ja wciąż sądziłem, że nie było potrzeby, abym się komukolwiek o tym zwierzał. Mogłem sobie dać radę.
    Słysząc jego komentarz, spojrzałem w dół na pupila i mój uśmiech nieznacznie się powiększył. Tak jakoś miło było wiedzieć, że zwierzak cię lubił, bo w końcu oni chyba też liczą się jako przyjaciele, prawda? A ja nigdy nie miałem królika, z siostrą mieliśmy tylko psy, uwielbiane przez obu naszych rodziców, oraz konie, bo jazda konna była kiedyś ulubionym hobby naszego ojca który chciał, abyśmy to kontynuowali. Ale nigdy nic takiego tyciego, puchatego i spokojnego, jak Miso.
    - Ja jego też - przyznałem z drobnym uśmiechem, tykając jednym palcem jedno z uszu królika, które zabawnie poruszało się chwilę później. - Lubię zwierzęta, chociaż niestety teraz nie mam wystarczająco czasu, aby jakiekolwiek posiadać - dodałem, już nieco trochę smutniej, ale tak mało, że to nie miało jakiegokolwiek znaczenia. Czasami zdarzało mi się po prostu przesadzać.

    Tae

    OdpowiedzUsuń
  66. Miałam ochotę przeklinać własną nieostrożność, ale powstrzymałam się jak na grzeczną dziewczynkę przystało... Okay, miałam nie kłamać, więc przyznaje, ze mruknęłam kilka słów po hiszpańsku, których w słowniku nie uświadczysz, cały czas szukając szkicownika. No ludzie, poważnie, przecież stukartkowy A4 zeszyt nie może po prostu zapaść się pod ziemię. Chyba, ze jakiś złośliwiec go wyrzucił. Wtedy będę miała przefikane. Coś czuję, ze w takiej sytuacji Yong się ostro wkurzy, szczególnie po tym, jak zapewniłam go, że w moim szkicowniku nasze teksty są bezpieczniejsze niż w szwajcarskim banku.
    Coraz bardziej się denerwowałam, bo mimo, że przejechałam już prawie przez cały park, po zeszycie nie było ani śladu.
    Wreszcie, ku mojej niewysłowionej uldze już z daleka zauważyłam znajomą okładkę, czerwieniącą się w zieleni trawy. Dobra wiadomość była taka, że szkicownik się znalazł, a ta gorsza... Trudno będzie go dosięgnąć, nie wiem, czy dam radę się tak nisko schylić.
    Właśnie w tym momencie po zeszyt sięgnął jakiś rudowłosy chłopak. Przejrzał go pobieżnie i odłożył na pobliską ławkę. Chciałam podjechać i mu podziękować za odszukanie zguby i odłożenie jej w jakieś widoczne miejsce, ale już poszedł dalej w jedną z mniejszych alejek. A przecież głupio by było znowu pędzić tą moją "ekologiczną bryką" i gonić za zupełnie nieznajomym, by tylko wyrazić odrobinkę wdzięczności. Aż tak postrzelona nie jestem... Poza tym większość alejek schodzi się przy stawku z altanką, więc może jeszcze się na siebie natkniemy. Podjechałam do ławeczki, zabrałam zeszyt i uważając, by go nie zgubić ponownie, wróciłam na moje ulubione miejsce nad stawkiem. Wjechałam po mostku na małą wysepkę, z której widać było dobrze altankę i zabrałam się już bez przeszkód za rysowanie.

    Haeming

    OdpowiedzUsuń
  67. Uśmiechnąłem się ładnie do niego gdy postawił przede mną plastikowe pudełko z ciastem, jakbym chciał go jeszcze bardziej przekonać, że naprawdę było w porządku... Chociaż wcale nie było. W głębi duszy już powoli zaczynałem tego żałować i miałem ochotę mu odmówić, ale spychałem to wszystko na bok i wmawiałem sobie, że było już za późno. Z całych sił starałem się nie patrzeć na łakocie na stole przede mną i skupiałem się na delikatnym głaskaniu i drapaniu za uchem Miso, co naprawdę mnie w jakiś sposób uspokajało. Odkąd mieszkałem sam zapomniałem już, jak dobrze jest mieć jakiegoś pupila i ile faktycznie to dla mnie kiedyś znaczyło.
    Dopiero entuzjazm w głosie Jimina sprawił, że odważyłem się podnieść na niego wzrok, skrupulatnie omijając spojrzeniem plastikowe pudełko. Jednak to, co chłopak powiedział... Kompletnie zbiło mnie z tropu. Nie spodziewałem się niczego podobnego, a wręcz przeciwnie - myślałem, że on nie byłby zbyt zadowolony moją wizytą, bo jestem przecież obcym człowiekiem, ale że z grzeczności nie wyrzuciłby mnie tak po prostu z mieszkania, zresztą jak zrobił ostatnim razem. Natomiast on zapraszał mnie już do siebie, jakbyśmy nie znali się od zaledwie jednego spotkania, które nawet takie fortunne czy miłe nie było, tylko od parunastu lat przyjaźni - tak lekko, entuzjastycznie, bezinteresownie. Z początku spojrzałem na niego z lekkim niedowierzeniem, ale bardzo szybko zamaskowałem to w sobie i uśmiechnąłem się do niego miło - jeden z tych uśmiechów, które wystawiałem na złotej tacy dla fotografów - bo przypomniałem sobie, że on nie był jak każdy inny i mógł się bardzo szybko poczuć urażony. Poza tym, po jego jąkaniu się i rumieńcach widziałem doskonale, że sam wstydził się tej swojej nagłej propozycji... Nie mogłem zaprzeczyć, że dość słusznie, ale nie miałem zamiaru mu o tym powiedzieć.
    - Jasne, może kiedyś wpadnę - odpowiedziałem grzecznie, chociaż raczej nie byłem pewien, czy to miało się kiedykolwiek stać. Byłem tu tylko po to, aby się jakoś odwdzięczyć i przestać ciągle myśleć o sytuacji sprzed miesiąca, zadręczając się nią. Także nadałem mojemu głosu trochę entuzjazmu, jednak nie tak przesadnie, jak to zrobił Jimin, i miło się do niego uśmiechnąłem.
    Padła nagła cisza, która tym razem także i dla mnie była niewygodna i nie chciałem w nią popadać. Nie miałem pojęcia, czy chłopak zachowywał się tak ze wszystkimi, czy z jakiegoś powodu tylko ze mną - może dlatego, że poczuł się w jakiś sposób bezpiecznie - ale w każdym razie było to dla mnie niewygodne. Po prostu nie byłem do tego przyzwyczajony, więc nie wiedziałem także jak na to reagować, a jakoś niespecjalnie chciałem znowu sprawiać mu przykrości. Pomyślałem szybko o czymś, o czym mógłbym porozmawiać, aby oddalić się stopniowo od tego tematu.
    - Często bywasz w domu? To znaczy... Masz dużo czasu wolnego? Pracujesz jako... opiekun, tak? - dopytałem się, bo szczerze nie wiedziałem nawet, czy dobrze pamiętałem. Poza tym... No dobra, tradycjonalnie to nie był taki zwyczajny zawód, ale mi to nie przeszkadzało, a sam raczej nie powinienem się na ten temat odzywać.

    Tae

    OdpowiedzUsuń
  68. Zauważyłem, że lekko się spiął słysząc to pytanie i wywnioskowałem, że po prostu nie lubił rozmawiać o pieniądzach czy pracy ogółem. W sumie, wcale mu się nie dziwiłem. Dla większości praca była ciężkim, dobijającym obowiązkiem, którego trzeba było się trzymać aby móc przeżyć - ja sam nie byłem stuprocentowo zadowolony z tego, co musiałem robić po godzinach, ale wciąż byłem niesamowicie wdzięczny za to, że nie musiałem pracować w jakiejś fabryce, ogromną ilość godzin dziennie za marne grosze, czy po prostu siedzieć na ulicy z psem i mieć nadzieję, że jakiś przechodzący akurat czułby się na tyle życzliwy, aby rzucić mi parę monet pod nogi. Wiedziałem doskonale, że gdybym nie miał ładnej buźki dokładnie tak bym skończył, bo dosłownie do niczego się nie nadawałem. Byłem wdzięczny więc swoim genom, a pozowanie samo w sobie nie było takie fatalne... Gorzej było z tymi wszystkimi innymi rzeczami, które wiązały się z moim zawodem. Jedynym, na jaki mogłem sobie pozwolić. A patrząc na skromne mieszkanko Jimina mogłem wywnioskować, że u niego nie było źle, ale mogłoby też być lepiej. Może to wredne, zarozumiałe i paskudne z mojej strony, że zwróciłem na to uwagę, no ale jednak stało się. Nie przeszkadzało mi to, a w sumie... Przecież sam poprzednio zaproponowałem, aby poszedł ze mną na zakupy na mój koszt, bo to szczerze było dla mnie pestką, chociaż nie chwaliłem się tym otwarcie. No dobra, może tylko swoim ubiorem, bo jednak lubiłem ładnie wyglądać, zawsze i wszędzie i zdarzało mi się niepotrzebnie stroić bez żadnej szczególnej okazji - to był mój znak rozpoznawczy.
    Przytaknąłem lekko głową na jego słowa, patrząc na niego i ciesząc się, że rozmowa oddaliła się od ekstremalnie niewygodnego dla mnie tematu.
    - Dwie prace to wiele zachodu, podziwiam - stwierdziłem z życzliwym, ledwo zauważalnym uśmiechem, a słysząc jego propozycję wstałem ze swoje miejsca, ostrożnie trzymając przy sobie Miso, próbując go nie obudzić, chociaż kto wie, czy moje starania zdałyby się na cokolwiek. Prawdę mówiąc, nie mogłem się doczekać aż wyszlibyśmy, bo może w wesołym miasteczku nasze rozmowy stałyby się wreszcie mniej niezręczne. Fakt, nie zależało mi na niczym więcej poza tym jednym spotkaniem, ale jednak wciąż chciałem czuć się podczas niego swobodnie i chciałem też, żeby tak samo było dla Jimina. Żeby się tak przestał sobą przede mną wstydzić po każdej rzeczy, którą robił.
    - Jasne, chodźmy - odpowiedziałem z drobnym entuzjazmem, podając chłopakowi swojego pupila żeby odłożył go do klatki, chociaż pamiętałem, że ostatnim razem swobodnie chodził sobie po mieszkaniu. Na samą myśl o tym szeroko się uśmiechnąłem, rozczulony. - Fajnie mu, że sobie tak kica gdzie chce - skomentowałem z lekkim śmiechem, wlepiając oczka w urocze zwierzątko. Gdy tylko Jimin go ode mnie odebrał, skierowałem się w stronę drzwi wejściowych.

    Tae

    OdpowiedzUsuń
  69. Szkicowałam stawek, altankę i jakiegoś dzieciaka ze swoją babcią, którzy dokarmiali stado kaczek, co jakiś czas odrywając się od kartki papieru, by upewnić się, czy nie zgubiłam jakiś szczegółów. Właśnie uniosłam wzrok, by upewnić się, czy zachowałam właściwie proporcje, odwzorowując "kajtka", gdy w tym momencie obok mnie przeszedł jakiś rudowłosy chłopak i usiadł na pobliskiej ławce. Wyglądał podobnie do osoby, która znalazła mój zeszyt i uprzejmie odłożyła go na ławkę, ale może się pomyliłam? Nie widziałam tamtego gościa zbyt wyraźnie, głupio by było bez powodu zagadać do zupełnie obcego, szczególnie, że ten konkretny nieznajomy wyglądał na zamyślonego. No tak, to dobre miejsce, by przyjść na chwilkę spokojniejszej refleksji. Nikt nie lubi, jak mu się w takim momencie ktoś wcina i przerywa mu przemyślenia. Okay, ja czegoś takiego nie lubiłam, zawsze mnie to wkurzało i sprowadzona nagle z obłoków na ziemię, potrafiłam być niemiła.
    Ale z drugiej strony, jeśli to jednak on, to wypadałoby podziękować. Aish, ale to skomplikowane. A raczej to ja sama sobie utrudniam. Co mi odbiło po tym wypadku, ze nagle zaczęłam analizować każdy bzdet, zamiast po prostu działać? Dość, to do mnie niepodobne. Chociaż, tyle lat ciągle grałam, że już czasem nawet nie wiem, jaka naprawdę jestem... Może to właśnie jestem "prawdziwa ja"? Nie no, dość tych głupot!
    -Eee... przepraszam... - zagadałam nieco niepewnie do rudowłosego nieznajomego. - To ty znalazłeś mój zeszyt, prawda? Dzięki za to, mam tu kilka rzeczy, których nie chciałabym stracić.

    Haeming

    OdpowiedzUsuń
  70. Cóż, z tego, co widziałam, to raczej ludzie uznaliby, ze trzeba taki zeszyt przejrzeć, podopisywać gdzie się da głupie komentarze i zabazgrać słowami, które nie nadają się do użytku publicznego, a potem bezczelnie i z uśmiechem oddać właścicielce, a przynajmniej tak kiedyś zrobiły dzieciaki z mojego liceum, kiedy przypadkiem zostawiłam na ławce w szkole mój notatnik z tekstami piosenek. Spodziewałby się ktoś po siedemnastolatkach już odrobinkę więcej powagi, szczególnie, że wiedzieli o tym, ze śpiewam w zespole i tych tekstów nie pisałam tylko dlatego, ze nudziłam się na WOSie. Cóż, jakkolwiek, mogli mieć do mnie pewną antypatię po tym, jak skombinowałam pytania do testów od Sory-unni i z nikim się nie podzieliłam...
    -Skoro tak uważasz... - odpowiedziałam nieco niepewnie, nie wiedząc, czy upierać się przy wyrażaniu wdzięczności, czy lepiej dać spokój.
    Zaskoczył mnie, rzadko do tej pory spotykałam się z taką życzliwością i nie bardzo wiedziałam jak się zareagować. Umiałam sobie radzić, kiedy trafiałam na wrednych typów, albo odpowiadałam im tą samą monetą, albo udawałam głupią, która nie zdaje sobie sprawy z czyjejś wrogości. Nic bardziej przeciwnika nie wkurzało, a mnie genialnie rozbawiało. Okay, ludzie z konkurencyjnych zespołów byli dla mnie i reszty mojej ekipy mili, ale po cichu wszyscy liczyliśmy, że tym innym powinie się noga. To normalne, tak kiedyś myślałam...
    Ostatecznie nic więcej na temat zeszytu nie wspomniałam, tylko uśmiechnęłam się do nieznajomego, wdzięcznie i przyjaźnie.
    -A w ogóle jestem Haeming, a ty? Mieszkasz gdzieś w pobliżu? Widziałam cię tu parę razy z twoją siostrzyczką... Mała chyba nawet się kiedyś bawiła z Soyoon. - zagadałam, by uniknąć dziwnej ciszy.

    Haeming

    OdpowiedzUsuń
  71. Cierpliwie zaczekałem na Jimina, gdy ten oddalił się z królikiem na rękach, a w międzyczasie sprawdziłem swoją komórkę. Wprawdzie miałem popołudnie wolne, ale niestety mój menedżer był zdania, że miał prawo dzwonić lub pisać do mnie kiedy tylko mu się chciało, o każdej porze, nawet jeśli to, co mówił nijak wiązało się z moją prawdziwą pracą. Na wyświetlaczu odczytałem, że miałem dwie nowe wiadomości... Nie sprawdziłem nawet, od kogo one były, po prostu z ciężkim westchnięciem wsunąłem ponownie komórkę do kieszeni płaszcza, a w tym samym momencie rudowłosy chłopak ponownie pojawił się w pomieszczeniu.
    Zaśmiałem się krótko gdy usłyszałem jego słowa, chociaż moja reakcja była nieco opóźniona bo to, co powiedział było naprawdę nietypowe i trochę mi zajęło, zanim to sobie przyswoiłem. Nie był to jednak złośliwy śmiech, a wręcz przeciwnie - był przyjemny i miły, może po części dlatego, że chciałem zamaskować to, że te dwie nieodczytane wiadomości trochę mnie zmartwiły, ale głównym powodem było jednak zachowanie Jimina. Wyolbrzymiał tak wszystko, całą rzeczywistość i plótł z tego przyjemną bajkę. Muszę przyznać, ciekawe podejście do świata, a może nawet dość efektowne? W każdym razie, spojrzałem na niego z rozczulonym wyrazem twarzy, przechylając głowę nieco na bok i przyglądając się mu. Aż się chciało takiemu zmierzwić włoski i pstryknąć w nos, ale jednak nie byliśmy na takim poziome spoufalania, abym mógł zrobić coś podobnego.
    - Masz stuprocentową rację~ - odpowiedziałem ze zdecydowanym ruchem głowy, jak na siłę naśladując jego uroczy, dziecinny i taki ciepły, wesoły ton głosu, chociaż mój był o wiele głębszy i nie do końca się do żadnej z tych cech nadawał. - Jesteś dobrym właścicielem - zaśmiałem się pod nosem, po czym udałem się za nim i założyłem swoje buty.
    Prędko wyszliśmy z jego mieszkania i gdy tylko stanąłem na chodniku zdałem sobie sprawę z tego, że był jeden problem: wesołe miasteczko było trochę odległe, a ja akurat nie miałem przy sobie auta. Spojrzałem na Jimina, stojąc w miejscu i nie do końca pewny tego, co powinienem zrobić.
    - Uhm, masz auto? - zapytałem, chociaż z jakiegoś dziwnego powodu coś mocno mówiło mi, że tak nie było. No, wystarczyło na niego spojrzeć, jakoś trudno było mi sobie wyobrazić go za kierownicą... Po prostu miał wizerunek uroczego dzieciaka, to nie moja wina. - Możemy iść pieszo, jeśli ci się chce, ale jednak... To trochę daleko. Można też wziąć transport publiczny - zazwyczaj unikałem autobusów, pociągów i metra jak ognia, bo jednak bałem się, że mógłbym zostać rozpoznany i zablokowany, ale chyba tym razem mogłem zaryzykować. - Albo możemy się wrócić do mnie i jechać moim autem, chociaż... To też jakiś kawałek stąd.

    Tae

    OdpowiedzUsuń
  72. Patrzyłam tak na niego i z ogromnym skupieniem obserwowałam jego ruchy. Czekałam na jakąkolwiek reakcję z jego strony, ale przez dłuższy czas nic się nie działo. Jak siedział, tak siedzi. Juz chciałam coś mu powiedzieć żeby cokolwiek napisał, ale za nim zdązyłam otworzyć usta, on pierwszy to zrobił.
    No nie powiem, lekko zdziwiona byłam. Myślałam, ze prędzej mi coś napisze, a tu taka miła niespodzianka.
    Słuchałam go uważnie, obserwując to co robi. Wskazał wpierw na pustą kartkę, a potem zaczął na niej kreślić jakieś nieokreślone wzory, a następnie zgniótł ją w kulkę. Wygląda mi na to, ze chłopak na co dzień jest spokojny co symbolizuje pusta kartka, natomiast pogryzdolona oznacza, ze szastają nim emocje z którymi sobie nie radzi i daje im sobą pomiatać - zgnieciona kartka.
    - Hmm... - pomyślałam jeszcze chwilę nad nim. Ciekawy przypadek. Zwłaszcza, ze nie wygląda mi na kogoś, kto mógłby mieć problemy np. w pracy. Jest przystojny, dobrze zbudowany oraz jestem w stanie wyobrazić go sobie raczej z uśmiechem na ustach niż grymasem. Chociaż... Ludzie są rożni i niektórzy potrafią wręcz idealnie ukrywać swoje emocje. - Rozumiem, ze siedzi w tobie ogromna ilość uczuć, racja? - spytałam retorycznie, lekko się uśmiechając. - Mógłbyś nazwać te uczucia? Moze czegoś się boisz albo jesteś zły na kogoś lub na coś? - powiedziałam, zapisując notatki do tego, co się wydarzyło przed chwilą. - Jeśli potrzebujesz czasu na pomyślenie, to spokojnie. Nie krępuj się. Mamy go wystarczająco duzo. - uśmiechnęłam się szerzej w jego stronę.
    Póki co, mało o nim wiem, więc będę starała się dotrzeć jak najdalej, w głąb jego umysłu. Tak bym miała stu procentową pewność, ze moje metody okażą się skuteczne.
    Dlaczego chcę mu tak pomóc? - Sama nie wiem. To chyba przez to, ze strasznie przypomina mnie po wypadku. Ale w końcu i ja się otworzyłam, więc i on musi. A jak nie, to będziemy próbować innych sposobów. Juz ja mam swojego asa w rękawie.

    EunBi

    OdpowiedzUsuń
  73. -Moja dwunastoletnia siostra, chora na downa. Takie przerośnięte, milusińskie dziecko, które do każdego leci dosłownie z sercem na dłoni. Trudno o milszą istotkę od niej, ale dzieciaki raczej nie chcą się z nią bawić, a czasami nawet dorośli im nie pozwalają, jakby się bali, że się ich "pociechy" od niej zarażą, czy coś... Może dlatego zapamiętałam Soohae, bo była inna, zero nierozsądnych uprzedzeń, czy coś.
    Kurcze, od kiedy stałam się taką gadułą? Niedługo zacznę epopeje narodowe improwizować, podobnie jak rzekomo Homer tworzył "Iliadę" i "Odyseję". Tyle, że chyba moja paplanina nie będzie ani w połowie tak ciekawa i poczytna...
    Nie bardzo wiedziałam o czym dalej zagadywać, więc zabrałam się za bazgranie obrazka, jakbym wpadła w nie-wiadomo-jaki szał twórczy.

    Hae

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Całkiem nie mam weny, jak tu coś dalej ciągnąć, kombinuję, kombinuję i nic. Jak masz wenę, to byłoby cudnie, jak nie, to może wymyślimy coś nowego?]

      Hae

      Usuń
  74. [Na razie też nic, ale też postaram się coś wykombinować ^^]

    Haeming

    OdpowiedzUsuń